Kamil Zaradkiewicz: O powołaniach sędziów Sądu Najwyższego do różnych gremiów

W związku z delegowaniem mnie przez Ministra Sprawiedliwości do pełnienia zaszczytnej funkcji dyrektora Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP) pojawiły się głosy, iż sędzia Sądu Najwyższego funkcji takiej pełnić nie może, a zatem kolejny Minister musi mnie odwołać.

Publikacja: 29.11.2023 14:00

Kamil Zaradkiewicz

Kamil Zaradkiewicz

Foto: Fotorzepa / Jerzy Dudek

Wśród podważających dopuszczalność delegowania sędziego Sądu Najwyższego do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP znalazł się ostatnio sędzia tego Sądu Włodzimierz Wróbel, prezentujący publicznie swoje tezy na ten temat na „Facebooku”.

Nie zamierzam podejmować się roli obrońcy Ministra Sprawiedliwości, który podejmując decyzję w sensie prawnym korzystał z pomocy służb Ministerstwa, a także opinii składających się w większości z profesjonalistów Krajowej Rady Prokuratorów oraz Krajowej Rady Sądownictwa. Jednak zaprezentowane zarzuty wymagają reakcji, tym bardziej, że nie jestem pierwszym sędzią Sądu Najwyższego pełniącym funkcję dyrektora KSSiP, a ponadto, od wielu lat liczni sędziowie SN byli i wciąż są powoływani przez premierów i ministrów do pełnienia różnych zaszczytnych funkcji, a zatem konieczne staje się pochylenie nad ich statusem i skutecznością tak wielu aktów nominacyjnych.

Czytaj więcej

Człowiek Ziobry nowym szefem szkoły kształcącej sędziów i prokuratorów

Na czoło argumentów natury prawnej przemawiających za rzekomą niedopuszczalnością delegowania sędziego SN wysuwa się przede wszystkim ten, że ustawa o Sądzie Najwyższym nie zawiera przepisów o delegowaniu. Wiąże się to z drugą tezą, iż z kolei ustawa o KSSiP nakazuje zawieszenie dyrektora Szkoły w razie wszczęcia wobec niego postępowania dyscyplinarnego (jako sędziego) na zasadach unormowanych w ustawie Prawo o ustroju sądów powszechnych (u.s.p.). Za niedopuszczalnością delegowania sędziego SN przemawiać ma brak przepisu o możliwości zawieszeniu sędziego na podstawie przepisów ustawy o SN, która zawiera odrębne przepisy o odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów SN.

Przede wszystkim ustawa o KSSiP nie precyzuje tego, sędzia jakiego sądu może pełnić funkcję dyrektora Szkoły. W art. 12 mowa jest po prostu o „sędzim”. Brak ograniczeń powoduje, że wnioski o ich istnieniu już choćby z tego powodu są nietrafne. Każdemu studentowi prawa który złożył egzamin ze wstępu do prawoznawstwa (I rok studiów prawniczych) jest wiadome, że zgodnie z zasadą lege non distinguente nec nostrum est distinguere, jakiekolwiek różnicowanie wymagałoby wyraźnej decyzji prawodawcy. Gdyby zatem ten zamierzał ograniczyć krąg sędziów mogących pełnić funkcję dyrektora KSSiP, to by to uczynił.

Faktycznie ustawa o SN nie zawiera przepisu o delegowaniu sędziego tego Sądu do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP. Jednak co do kwestii w niej nieuregulowanych ustawa w ar. 10 odsyła do odpowiedniego stosowania u.s.p. Dotyczy to także zatem przepisów o delegacji do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP, podobnie jak szeregu innych kwestii. W ustawie o SN nie istnieją przepisy o delegowaniu sędziego SN. W zakresie czynności orzeczniczych wynika to z faltu, że delegowania do innych sądów po prostu nie dałoby się racjonalnie wyjaśnić, skoro to Sąd Najwyższy sprawuje nad tymi sądami nadzór judykacyjny. Jednak delegowanie do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP stanowi szczególną postać delegacji sędziego do wykonywania czynności pozaorzeniczych, nie zaś sprawowania wymiaru sprawiedliwości. Delegowanie powoduje, iż sędzia wykonuje swoje obowiązki jako dyrektor w ramach stosunku służbowego sędziego.

Sędzia SN pozostaje istotnie ograniczony w możliwości podejmowania dodatkowego zatrudnienia, a także nie wolno mu pozostawać w innym niż sędziowski stosunku służbowym. Na podstawie delegowania nie powstaje jednak odrębny stosunek służbowy ani nie następuje zatrudnienie sędziego na innym stanowisku poza sędziowskim stosunku służbowym. Pełniąc w ramach delegacji funkcję dyrektora Szkoły sędzia nie otrzymuje odrębnego wynagrodzenia, lecz przysługujący mu jako sędziemu stosowny dodatek funkcyjny. Teza, że mamy tu do czynienia z odrębnym zatrudnieniem lub stosunkiem służbowym od stanowiska sędziego prowadziłaby zatem do wniosku, iż prawodawca polski przewiduje jedyną w swoim rodzaju, zapewne na skalę światową formę zatrudnienia lub służby, które miałyby polegać na nieodpłatnym świadczeniem pracy. Nie trzeba dodawać, że takie wniosku pozostają w oczywistej sprzeczności zarówno z zasadami prawa pracy, jak i standardami międzynarodowymi.

Przeciwko tezie o rzekomej niedopuszczalności powołania sędziego SN przemawia także dotychczasowa praktyka. Boję się wręcz pomyśleć, jakie skutki wywołałoby stanowisko przeciwne. Dotychczas powołania na różne stanowiska i do pełnienia różnych funkcji sędziów, w tym sędziów SN (także Naczelnego Sądu Administracyjnego) nie były uznawane, w mojej ocenie zresztą słusznie, za niedopuszczalne czy nieważne. W dalszej i bliższej historii, a także obecnie, mamy do czynienia z powołaniami sędziów, i to bez delegowania, w przypadku których przyjęcie optyki o powstaniu w razie powołania sędziego odrębnego stosunku służbowego lub zatrudnienia musiałoby prowadzić do jednoznacznego wniosku o systemowym rażącym naruszaniu przewidzianych ustawą o SN ograniczeń dotyczących zatrudnienia sędziego oraz zakazu pozostawania sędziego na innych stanowiskach służbowych.

Wśród licznych nominacji dokonywanych bez podstawy w samej ustawie o SN (o ile miałyby prowadzić do powstania nowego zatrudnienia lub stosunku służbowego) wymienić można choćby powołania do tak ważnych ciał, jak Rada Legislacyjna, Komisje Kodyfikacyjne – Prawa Cywilnego i Prawa Karnego, liczne komisje egzaminacyjne (kwalifikacyjne, wstępne i końcowe dla poszczególnych zawodów prawniczych) czy Rada Programowa Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (do której kandydatury zgłaszać może m.in. Pierwszy Prezes SN, jednak ustawa nie przesądza, spośród osób o jakich kwalifikacjach). Na stanowiska we wszystkich tych instytucjach i gremiach powoływani są od wielu lat między innymi sędziowie SN (mimo że np. odnośnie powołań do komisji egzaminacyjnych podobnie jak w przypadku dyrektora KSSiP mowa jest tylko o sędziach, bez sprecyzowania ich miejsca orzekania) i to w przeciwieństwie do sędziego pełniącego funkcję dyrektora KSSiP – zaznaczmy – bez wskazania podstawy w postaci ich delegowania w ramach sędziowskiego stosunku służbowego. Co więcej, nominacje do tych gremiów pochodzą zwykle od polityków sprawujących władzę wykonawczej. Przykładowo, członkowie Komisji Kodyfikacyjnych przy Ministrze Sprawiedliwości powoływani byli na podstawie przepisów rozporządzenia (sic!) określającego ich status, przez Prezesa Rady Ministrów na wniosek Ministra. Co więcej, z tytułu wykonywanych obowiązków osoby te otrzymywały stosowne wynagrodzenia, a ich kadencja była określona w rozporządzeniu jako maksymalna. Oznacza to, że każdy członek Komisji mógł w praktyce zostać w dowolnym czasie odwołany (w przeciwieństwie do dyrektora KSSiP, którego przesłanki odwołania są wymienione enumeratywnie, co chroni ten organ przed zakusami politycznej ingerencji w działalność Szkoły). Członkami, a nawet przewodniczącymi Komisji Kodyfikacyjnych różnych kadencji, byli sędziowie SN prof. Tadeusz Ereciński, prof. Karol Weitz, prof. Czesława Żuławska, Jacek Gudowski, Katarzyna Gonera, Michał Laskowski, Stanisław Zabłocki, Piotr Hofmański, Tomasz Grzegorczyk, Wiesław Kozielewicz, Stanisław Rudnicki, Gerard Bieniek. Z niektórymi z nich, jak np. ze śp. Prezesem Rudnickim oraz sędzią Bieńkiem miałem zresztą zaszczyt wiele lat w Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Cywilnego współpracować. Co znamienne, na liście członków Komisji Kodyfikacyjnej Prawa Karnego figuruje także prof. Włodzimierz Wróbel.

Również w przypadkach powołań członków komisji egzaminacyjnych dla poszczególnych aplikacji dokonuje albo jednorazowo, albo terminowo właśnie Minister Sprawiedliwości. Tu również można wymienić wielu sędziów SN. Także w składach Rady Programowej KSSiP zasiadali między innymi – w poprzedniej kadencji – sędzia SN Jolanta Frańczak oraz były prezes Izby Cywilnej SN Dariusz Zawistowski. Członkowie Rady są też powoływani – choć bez ich delegowania – przez Ministra Sprawiedliwości, który podobnie jak w przypadku dyrektora KSSiP może ich w szczególnych wypadkach odwoływać. Pobierają też z tytułu zasiadania w Radzie diety.

Wreszcie, nie sposób nie dostrzec, że od wielu lat sędziowie SN powoływani są na kadencyjne funkcje w Komisjach Wyborczych (jak np. sędziowie Rafał Malarski, Andrzej Siuchniński). Dotyczy to także sędziów NSA, do których przepisy ustawy o SN stosuje się w zakresie odnoszącym się do ich służby i zatrudnienia odpowiednio (art. 49 § 1 ustawy – Prawo o ustroju sądów administracyjnych).

Zapytać trzeba zatem, co w przypadku uznania niedopuszczalności takich powołań z uwagi na to, iż powołanie jest podstawą zatrudnienia lub kreuje nowy stosunek służbowy poza sędziowskim? Nie znalazłem w żadnym akcie rangi ustawowej podstawy dla stwierdzenia, że powołania na te stanowiska sędziów SN czy NSA są dopuszczalne (poza Państwową Komisją Wyborczą), jednak również nie znalazłem przepisu, który by im tego zakazywał, traktując takie zajęcie jako zatrudnienie czy nowe stanowisko służbowe. Jeżeli sugestie dotyczące niedopuszczalności powołania odnieść do tego, iż stanowi ono formę zatrudnienia lub kreuje nowy stosunek służbowy poza sędziowskim, to wszystkie te zarzuty niewątpliwie trzeba wówczas rozważyć w odniesieniu do wszystkich innych powołań.

Można tylko żałować, że zastrzeżenia takie nie były prezentowane wcześniej. Uniknęlibyśmy zapewne wielu otwierających się właśnie pytań i wątpliwości, w szczególności co do ważności takich powołań, a także skutków ich ewentualnej nieważności. Być może wadliwie powołany sędzia powinien choćby zwrócić uzyskane z tego tytułu apanaże?

Zapytajmy też, co należałoby w takiej sytuacji uczynić, gdyby traktować poważnie sugestie, iż powołanie przez ministra jako przedstawiciela władzy wykonawczej, w tym bardziej premiera jako jego przełożonego miałoby prowadzić do zależności sędziego, jego podległości ministrowi, a w konsekwencji utraty przymiotu niezależności (takie zarzuty bywają też formułowane, choć spotykam się z nimi, co znamienne, dopiero od kilku lat)?

Pytanie to pozostaje aktualne także wówczas, gdy taką ocenę odnieść w odniesieniu do sędziów innych sądów niż Sąd Najwyższy. Traktowanie na serio zatem supozycji o utracie niezależności czy o podległości politykom wpływającej na ocenę sędziego oznacza, że żaden polski sędzia aby zachować sędziowską niezależność nigdy nie mógł i nie może godzić się na powołanie ani przez jakikolwiek inny organ władzy wykonawczej lub ustawodawczej, choćby przewidywały to stosowne przepisy ustawowe. Być może zatem to przestroga dla nas wszystkich, a być może – i to stanowisko jest mi bliższe – zwyczajny absurd.

Czy o braku niezależności można mówić tylko w relacji sędziego wobec określonego piastuna władzy względnie opcji politycznej (tego lub innego ministra albo jego przełożonego), czy też brak ten utrzymuje się niezależnie od zmiany na stanowisku politycznym?

Przy pierwszym założeniu mogę śmiało stwierdzić, że moja rzekomo uszczuplona niezależność jako sędziego została właśnie przywrócona wraz ze zmianą na stanowisku ministra sprawiedliwości w dniu 28 listopada bieżącego roku. Założenie to prowadzi też do wniosku, że każdy sędzia może się na godzić na powołanie do pełnienia jakiejkolwiek funkcji z rąk polityka tylko wówczas, gdy dni tego polityka są już policzone (najlepiej ostatniego dnia, choć wówczas napotka zarzut „skoku na stołek”). Jeżeli z kolei brak niezależności „zakażałby” sędziego „wieczyście”, to oczywiste jest, że żaden z kiedykolwiek powołanych na niesędziowskie stanowiska lub funkcje sędziów – nie tylko sędziów SN – już nigdy nie odzyska należytego wizerunku i na zawsze będzie sędzią suspecti.

Z tym wiąże się ostatnia kwestia, tj. przeszkody sprawowania funkcji dyrektora KSSiP przez sędziego SN z powodu niemożność jego zawieszenia z uwagi na wspomniane wcześniej odesłanie w ustawie o KSSiP do przepisów o wszczęciu postępowania dyscyplinarnego na zasadach u.s.p. Pomijając fakt, iż argument ten w żaden sposób nie zbija powyżej zaprezentowanych, wypada zauważyć, że przemawiają za tym rozwiązaniem bardzo ważne względu właśnie z niezależnością sędziego SN związane. To właśnie bowiem dbałość o odpowiedni poziom jego niezależności od politycznego ośrodka decyzyjnego uzasadnia niedopuszczalność jego zawieszenia jako dyrektora do czasu prawomocnego orzeczenia dyscyplinarnego. Zapewnia zatem, przeciwieństwie do odwoływalnych członków np. Komisji Kodyfikacyjnych, odpowiednio wysoki standard niezależności dyrektora KSSiP będącego sędzią SN od Ministra Sprawiedliwości, na który trafnie się wskazuje. Podkreślmy, że Minister sprawuje nadzór nad KSSiP w wąskim i koniecznym zarazem zakresie - zgodności działania Szkoły z przepisami ustawowymi i statutem, a jego kompetencje w odniesieniu do działalności KSSiP są ustawowo ściśle reglamentowane.

Z analizowanym problemem jest zatem tak jak ze statusem sędziów. Poddawane w wątpliwość są nominacje korzystające z domniemania legalności i konstytucyjności, a kwestionują je zazwyczaj sędziowie, którzy uczestniczyli w konkursach przed Krajową Radą Sądownictwie, których prawidłowość z różnych powodów była podważanych począwszy od 2007 r. kilkoma ostatecznymi wyrokami TK. Trybunał podważył w szczególności skład KRS odmiennie ukształtowany od obecnego z uwagi na terminy kadencji sędziów.

Uważam, że w obu sytuacjach prawdziwa przyczyna i istota problemu tkwią zupełnie gdzie indziej, niż zdaje się wynikać z publicznie prezentowanych wypowiedzi. Okazuje się bowiem, że w pewnych przypadkach powołania przez przedstawicieli władzy wykonawczej na różne stanowiska nie są kwestionowane, w innych – mimo że realizowane w ramach służby sędziowskiej – są podważane w oparciu o – delikatnie ujmując - wątłe podstawy. Od kilku lat odnoszę nieodparte wrażenie, że niektórym sędziom wolno więcej, innym zaś znacznie mniej, o ile w ogóle wolno im cokolwiek. Zaiste, trudno doszukać się w tym rozumowaniu spójności i logiki, chyba że chodzi o to, że o prawidłowości decyzji decyduje jedynie to, którzy politycy podejmują decyzję i w odniesieniu do których sędziów? To już byłyby jednak motywacje polityczne, o które moich adwersarzy jako sędziów z wieloletnim stażem przecież nie chciałbym podejrzewać.

Wśród podważających dopuszczalność delegowania sędziego Sądu Najwyższego do pełnienia funkcji dyrektora KSSiP znalazł się ostatnio sędzia tego Sądu Włodzimierz Wróbel, prezentujący publicznie swoje tezy na ten temat na „Facebooku”.

Nie zamierzam podejmować się roli obrońcy Ministra Sprawiedliwości, który podejmując decyzję w sensie prawnym korzystał z pomocy służb Ministerstwa, a także opinii składających się w większości z profesjonalistów Krajowej Rady Prokuratorów oraz Krajowej Rady Sądownictwa. Jednak zaprezentowane zarzuty wymagają reakcji, tym bardziej, że nie jestem pierwszym sędzią Sądu Najwyższego pełniącym funkcję dyrektora KSSiP, a ponadto, od wielu lat liczni sędziowie SN byli i wciąż są powoływani przez premierów i ministrów do pełnienia różnych zaszczytnych funkcji, a zatem konieczne staje się pochylenie nad ich statusem i skutecznością tak wielu aktów nominacyjnych.

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Czy po uchwale Sądu Najwyższego frankowicze mają szansę na mieszkania za darmo?
Opinie Prawne
Marek Isański: Wybory kopertowe, czyli „prawo” państwa kontra prawa obywatela
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Co dalej z podsłuchami i Pegasusem po raporcie Adama Bodnara
Opinie Prawne
Ewa Łętowska: Złudzenie konstytucjonalisty
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Podsłuchy praworządne. Jak podsłuchuje PO, to już jest OK