Tomasz Pietryga: Karuzela z fałszerstwami

Serial z kodeksem wyborczym trwa w najlepsze. Dla polityków żądza zdobycia lub utrzymania władzy jest ważniejsza niż wiarygodność systemu, na którym opiera się przecież legitymizacja państwa.

Publikacja: 31.01.2023 03:00

Tomasz Pietryga: Karuzela z fałszerstwami

Foto: Adobe Stock

W Polsce stało się to już swoistym rytuałem. Politycy dość łatwo formułują zarzuty o fałszerstwa wyborcze, czyniąc z nich polityczny oręż w starciu z przeciwnikami. Nie są ważne koszty. Przekonanie, że cel uświęca środki, jest silniejsze od świadomości, jak bardzo uderzają w ten sposób w wiarygodność systemu wyborczego. Przecież prawie połowa obywateli nie głosuje, a takie oskarżenia tylko dodatkowo wyborców demobilizują. Utwierdzają grupę nieprzekonanych, że jednak nie warto, przecież wszystko jest ustawione, a oni nie mają wpływu na rzeczywistość, bo karty już zostały rozdane. To jest bardzo złe dla demokracji, a finalnie uderza we wszystkich, nie tylko w owych przeciwników politycznych.

Oczywiście problem z oskarżeniami wyborczymi nie jest wyłącznie problemem Polski. Ma swoją długą historię w tak silnej demokracji jak amerykańska. Wydarzenia na Kapitolu sprzed dwóch lat pokazują, jak niebezpieczne skutki mogą wywoływać próby podważania wyników głosowań.

Polski system wyborczy jest szczelny. Trudno mu zarzucić, że umożliwia systemowe fałszerstwa, które mogłyby wypaczyć wynik wyborczy. Oczywiście teoretycznie można wyobrazić sobie sytuację, że wskutek zmowy członków komisji i ludzi zaangażowanych w proces wyborczy dochodzi do fałszerstwa, ale nawet w takiej sytuacji trudno byłoby wyciągnąć wniosek, że wypaczy to wynik, wpływając na ostateczny rezultat wyborczy w skali kraju. Takie historie, mimo lawiny oskarżeń, nie miały dotąd miejsca. Również protesty wyborcze rozpatrywane przez sąd nie podważyły całościowych wyników, bo zawsze się okazywało, że ostro formułowane oskarżenia nie mają pokrycia w faktach.

Czytaj więcej

Jacek Haman: Niepotrzebne zmiany na wybory

Mimo to politycy odgrzewają tę kwestię przed każdymi wyborami. Kiedy w 2011 r. rządząca PO zmieniła kodeks wyborczy – notabene na kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi – też wywołało to silne emocje. A zmiana dotyczyła rzeczy niebagatelnej – okręgów wyborczych do Senatu. Największe oskarżenia o umożliwienie fałszerstw wywołało wprowadzenie głosowania korespondencyjnego dla wyborców niepełnosprawnych i głosujących za granicą. Na ten temat wypowiedział się wtedy nawet Trybunał Konstytucyjny.

Rok przed kolejnymi wyborami w 2014 r. przegłosowano nowelizację, w której ustawodawca pozwolił na głosowanie korespondencyjne bez żadnych ograniczeń. Oznaczało to, że każdy obywatel posiadający prawo wyborcze mógł otrzymać pakiet wyborczy i głosować z domu. Mimo licznych oskarżeń o umożliwianie fałszerstw zarzuty te się nie potwierdziły, a z możliwości głosowania korespondencyjnego skorzystało mniej niż 50 tys. obywateli. PiS w 2018 r. cofnęło te zmiany i zostawiło taką możliwość wyłącznie osobom niepełnosprawnym, podnosząc znowu argument ryzyka fałszerstw. Ten zarzut nie przeszkadzał już w czasie pandemii, kiedy rozpaczliwie, tuż przed samymi wyborami, PiS próbowało przywrócić głosowanie korespondencyjne, na co oburzała się opozycja i część opinii publicznej. Instrumentalizm w pełnej krasie.

Czytaj więcej

Czy da się zablokować nowelizację Kodeksu wyborczego?

Obecnie wprowadzane przez Sejm zmiany to dalszy ciąg slalomu z kodeksem. Teraz PiS chce poszerzyć bazę wyborczą w mniejszych miejscowościach, naturalnie bliższych obozowi władzy, co nie jest korzystne dla silnej raczej w dużych miastach Platformy Obywatelskiej. Serial więc trwa w najlepsze i to się na razie nie zmieni. Dla polityków żądza zdobycia lub utrzymania władzy jest ważniejsza niż wiarygodność systemu, na którym opiera się przecież legitymizacja państwa. Może już czas, aby cała klasa polityczna uderzyła się we własne piersi.

W Polsce stało się to już swoistym rytuałem. Politycy dość łatwo formułują zarzuty o fałszerstwa wyborcze, czyniąc z nich polityczny oręż w starciu z przeciwnikami. Nie są ważne koszty. Przekonanie, że cel uświęca środki, jest silniejsze od świadomości, jak bardzo uderzają w ten sposób w wiarygodność systemu wyborczego. Przecież prawie połowa obywateli nie głosuje, a takie oskarżenia tylko dodatkowo wyborców demobilizują. Utwierdzają grupę nieprzekonanych, że jednak nie warto, przecież wszystko jest ustawione, a oni nie mają wpływu na rzeczywistość, bo karty już zostały rozdane. To jest bardzo złe dla demokracji, a finalnie uderza we wszystkich, nie tylko w owych przeciwników politycznych.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Opinie Prawne
Marek Kobylański: Dziś cisza wyborcza jest fikcją
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Reksio z sekcji tajnej. W sprawie Pegasusa sędziowie nie są ofiarami służb
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Ideowość obrońców konstytucji
Opinie Prawne
Jacek Czaja: Lustracja zwycięzcy konkursu na dyrektora KSSiP? Nieuzasadnione obawy
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Opinie Prawne
Jakubowski, Gadecki: Archeolodzy kontra poszukiwacze skarbów. Kolejne starcie