Nie może być najmniejszych wątpliwości, że są to osoby wybitne, bo jedyną podstawą przyznania urzędnikom ministerialnych nagród są „szczególne osiągnięcia w pracy zawodowej”. I każdego roku nagrody, idące łącznie w miliony, zasilają urzędnicze kieszenie. Nie w tym rzecz, że urzędnicy nie zasługują na nagrody. Zapewne mają w swojej pracy szczególne osiągnięcia. Ale czy nie powinno się zostawić tego trybu nagradzania na szczególne okazje, żeby nie spowszedniał?
Owszem, dobrych urzędników trzeba doceniać – ale systemowo. Doraźne nagrody niech zostaną na szczególne okazje. Kryterium ich przyznania powinno być przyczynienie się do polepszenia życia obywateli. Taki jest sens istnienia władz. A w tym wypadku trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie nagrody, lecz forma podwyżki urzędniczej pensji. Na dodatek uznaniowa, czyli nie każdy na nią zasługuje, lecz tylko ci, których dokonania poszczególni ministrowie uznali za największe. Oby się nie okazało, że jest jak z wnukiem ministra z „Misia”, któremu Ryszard Ochódzki zorganizował puchar z dedykacją „Markowi Złotnickiemu za zajęcie pierwszego miejsca”. „Chłopak tak się garnie do sportu. Niech ma na zachętę!” – powiedział zadowolony minister.
Czytaj więcej
Ministerstwo Finansów zdążyło już w tym roku dać urzędnikom 25,5 mln zł tytułem nagród za szczegó...
W MSZ od stycznia do 11 sierpnia tego roku za szczególne osiągnięcia w pracy wypłacono już 1165 urzędnikom tego resortu ponad 4,2 mln zł. Czyli, ostrożnie licząc, co najmniej połowie tam zatrudnionych. Co drugi wybitny. Czemu więc nie słyszymy o fali sukcesów naszej dyplomacji?
To jeszcze nic. W Ministerstwie Finansów na nagrody dla wybitnych wydano z kieszeni podatnika 25,5 mln zł. Szczególne osiągnięcia akurat tego ministerstwa niestety znamy aż za dobrze. Zeszłoroczne – Polski Ład – i tegoroczne – łatanie Polskiego Ładu – oraz inne równie wybitne dokonania domagają się docenienia.