Kto mierzył się z budową domu lub dużym remontem mieszkania, nigdy nie zapomni administracyjnych korowodów, przez które zmuszony był przechodzić w związku z uzyskaniem pozwolenia na budowę i wymogów jakie trzeba było spełnić przed, w trakcie oraz po całym tym procesie. Teraz słyszymy, że rząd ma pomysł, by wszystko to wyrzucić na śmietnik historii.
Masz działkę i marzysz o własnym domu jednorodzinnym? Proszę bardzo. Kup gotowy projekt albo znajdź architekta, kierownika budowy, zbierz pieniądze, kup materiały i startuj, nie przejmując się urzędem ani nadzorem budowlanym. Takie odrzucenie formalności brzmi kusząco, ale czy faktycznie dzięki temu nasze domy staną się lepsze, bezpieczniejsze, wygodniejsze?
Obawiam się, że ta furtka, szersza niż się wydaje, stanie się powodem oszczędności groźnych dla bezpieczeństwa mieszkańców lub nadużyć, które urząd zawczasu by wyłapał i zablokował. Teraz nadzór budowlany chce się pozycjonować jako policjant, który będzie reagował na skargi i donosy sąsiadów inwestora. Tylko czy jeśli ten ruszy z budową i wzniesie swój dom tuż przy granicy z działką sąsiada, niefachowo poprowadzi instalacje energetyczne oraz wodne, będzie czas by zareagować, czy raczej przejdziemy do etapu nakazywania rozbiórki i przebudowy? I czy inwestor zechce jej dokonać?
Administracja publiczna to taka część systemu państwa, którą rzadko kto lubi, bo kojarzy się ona z niemiłymi powinnościami, wypełnienie których nie należy do łatwych. Jednak wypełnia niezwykle ważne zadanie zapewnienia bezpieczeństwa obywatelom, którzy chcą mieszkać we własnych domach bez obaw o jego stan prawny i techniczny. I oszczędzanie na pilnujących dochowania formalności to już chyba coś więcej niż „pozytywna szajba deregulacyjna” (jak przed laty Donald Tusk określał pomysły Jarosława Gowina na odformalizowanie gospodarki).
Jedno jest pewne: jeśli taka zmiana wejdzie w życie usługi projektantów i kierowników budowy niechybnie podrożeją, wobec znacznie większej odpowiedzialności, jaka przed nimi stanie. I ta podwyżka wyniesie więcej, niż to, co zapłacilibyśmy urzędowi.