Latoś z porażającym tupetem panoszą się chętni do wsadzenia świata na beczkę prochu. Łącznie z naszym, skądinąd pięknym, krajem. Chodzą słuchy, że za oceanem ktoś odgraża się asfaltom, kebabom i kaktusom, cokolwiek by to miało znaczyć. Inny domaga się lustracji nawet najniższego personelu w rodzimej oświacie (bez taryfy ulgowej dla woźnych czy asenizatorów!). Bo ponoć i tam ukrywają się nieprawomyślni agenci, kolaboranci, poplecznicy, nie mówiąc o zaprzańcach, których należy z hukiem pozbawić wszelkich zaszczytów. Słyszano też o kulturoznawcach gotowych brać się za bary niemal z całą Europą. Prawdziwy Armagedon.