Z pytaniem o zgodność takiej zmiany z prawem unijnym NSA zapytał Luksemburg mając na wokandzie sprawy sędziów z Iustitii, którzy – świadomi przegranej - postanowili wystartować w konkursie, by przetestować ścieżkę odwoławczą. Wyrok TSUE może pozwolić NSA pominąć krajowe przepisy, która uniemożliwiły przegranym sędziom starającym się o nominację do Sądu Najwyższego odwołanie się do NSA od wyniku konkursu przed Krajową Radzą Sądownictwa.
Wyrok Wielkiej Izby TSUE powinien zostać wykonany. Wszystko teraz w rękach NSA, który musi go zastosować. Owszem, jest on też skierowany do wszystkich innych organów państwa, więc również do prezydenta będącego na końcu procedury nominowania sędziów.
Dziś krytycy reformy wymiaru sprawiedliwości mogą mówić o zwycięstwie, ale na końcu tej ścieżki prawnej może się ono okazać tylko zwycięstwem symbolicznym, bo trudno przesądzić kto i jak ten wyrok wykona. KRS już zakończyła konkursy, a prezydent – nie oglądając się na TSUE – dokonał już powołań. Czy NSA mimo to oceni legalność powołań i czy wywoła to skutki prawne? Nie można być tego pewnym. Prezydent nominacji wręczonych zapewne nie odbierze – także dlatego, że swym dotychczasowym działaniem nawet nie dał do zrozumienia by nie odpowiadał mu kierunek działań wobec wymiaru sprawiedliwości konsekwentnie realizowanych przez rządzących.
Tak samo przecież prezydent nie powołał do Trybunału Konstytucyjnego sędziów Romana Hausera, Krzysztofa Ślebzaka i Andrzeja Jakubeckiego, a na ich miejscu zasiadły inne osoby. Andrzej Duda miał już okazję przynajmniej częściowo naprawić ten błąd, bo tak się złożyło, że dwóch powołanych na zajęte miejsca zmarło w trakcie kadencji. Żaden z tej trójki nie doczekał się jednak nominacji.
Bo nad sądami zapanowała polityka. Stronnicy Zbigniewa Ziobry mówią, że TSUE gwałci polską suwerenność nakazując pomijanie polskiej konstytucji (TK w ustawach reformujących sądownictwo nie znalazł nic problematycznego). Brakuje zaś refleksji co ze wspólnymi dla całej Unii zasadami rządów prawa robią polskie władze.