Na uchwalenie nowej ustawy zasadniczej nie pozwala obecna. Nie pozwala, ponieważ w swoich przepisach zawiera rozdział „Zmiana konstytucji", a nie rozdział wprowadzający procedurę uchwalenia nowej. Taka teza skłania do zastanowienia. Ma ona zasadnicze znaczenie praktyczne, chociaż w tym aspekcie pomógłby akurat typowy dla prawnika zmysł radzenia sobie z trudnościami. Skoro nie można uchwalić nowej konstytucji, to przecież można zmienić każdy przepis obowiązującej. Byłaby to stara, a jednocześnie nowa konstytucja. Przywołałoby to zapewne na myśl paradoks statku Tezeusza, opisany przez Plutarcha. Jeżeli w konstrukcji statku wymieniono systematycznie wszystkie deski, to czy jest on wciąż tym samym statkiem? Nie na to pytanie jednak zamierzam tutaj odpowiadać.
Konfrontacji wymaga samo twierdzenie, że niemożliwe jest uchwalenie nowej ustawy zasadniczej. Za takim stwierdzeniem kryje się przywiązanie do prawa jako konwencji, która miałaby ograniczać wolę tych, którzy ową konwencję stworzyli. Konstytucja bywa czasem określana mianem umowy społecznej, a więc traktowana jako owoc porozumienia społecznego, będący podstawą funkcjonowania państwa. Jeżeli patrzymy na ustawę zasadniczą jak na umowę, to trudne do zaakceptowania wydaje się to, że nie można jej rozwiązać. Chodzi przecież o rozwiązanie za porozumieniem stron lub ich następców. Wyobraźmy sobie, że zawieramy umowę o świadczenie usług telekomunikacyjnych. Taka umowa może zawierać postanowienia o możliwości jej wypowiedzenia, nierzadko powiązane z karą umowną. Jakkolwiek wypowiedzenie wiąże się z obowiązkiem uiszczenia kary umownej, chyba nikt nie ma wątpliwości, że można podjąć negocjacje z kontrahentem, które mogą zakończyć się rozwiązaniem umowy za porozumieniem stron, bez konieczności wniesienia kary umownej. Na tym właśnie polega swoboda zawierania umów.
Owszem, umowa społeczna – konstytucja nie ma charakteru umowy cywilnoprawnej. Jeżeli jednak to wola narodu, wyrażona najpierw przez przedstawicieli, a później bezpośrednio w referendum, zdecydowała o uchwaleniu konstytucji, to czy wola narodu nie może zdecydować o uchwaleniu nowej ustawy zasadniczej zamiast obowiązującej? Dla mnie jest to pytanie retoryczne. Warto przypomnieć, że Konstytucja PRL z 1952 r. również nie zawierała przepisów pozwalających na uchwalenie nowej ustawy zasadniczej. Nie przejął się jednak tym parlament wolnej Polski, kiedy 23 kwietnia 1992 r. uchwalił ustawę o trybie przygotowania i uchwalenia Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej. Ktoś powie: to była konieczność transformacji. Owszem, jest to ważny argument, ale pytający raczej o właściwy moment konstytucyjny, a nie o samą możliwość zamiany jednej ustawy zasadniczej na inną.
Nie wiem, dlaczego konstytucja przez naród uchwalona nie mogłaby być przez naród uchylona. Trudno widzieć w niej dokument inny niż wyraz woli obywateli, aktualny przynajmniej na moment jej uchwalenia. Wola obywateli może się zmieniać, tak jak wola stron każdej umowy. Na drodze demokratycznej nie można uchwalić prawa, którego nie dałoby się później uchylić. Inaczej jest z prawem, które czerpie swoją moc z woli Bożej, decyzji monarchy czy innych źródeł, które nie mają charakteru demokratycznego. Wtedy tylko Bóg czy monarcha może uchylać swoje wcześniejsze decyzje. Dużo można powiedzieć o naszej ustawie, ale nie to, że czerpie swoją moc z woli Bożej czy z nadania monarchy.
Jeżeli zatem taka będzie wola narodu, to konstytucja zostanie uchylona, a na jej miejsce uchwalona nowa. Purystom formalnym można natomiast uczynić zadość w inny sposób. Wprowadźmy do konstytucji przepisy pozwalające na zastąpienie jej zupełnie nową ustawą zasadniczą. Najpierw zmienimy, a później uchylimy.