Programy rządowe, które mają wesprzeć Polaków w dążeniach do posiadania własnego mieszkania lub domu, od lat są realizowane z wielkim trudem. Znana jest powszechnie klęska programu Mieszkanie+, który miał być jednym z filarów politycznych obecnego obozu władzy. Wcześniej nie najlepiej funkcjonował kilkakrotnie poddawany korektom program „Mieszkanie dla młodych" rozpoczęty w 2014 r.
Dzieje się tak z kilku powodów. Strukturalnie państwo wchodzi w obszar wolnego rynku, w którym decydujące są mechanizmy gospodarcze, np. konkurencja. Są też interesy rynkowych graczy – deweloperów czy inwestorów, którym z rządowymi planami nie zawsze po drodze. Każdy taki program zakłóca wolny rynek, bez względu na to, jak szczytną idee solidaryzmu społecznego niesie ze sobą.
Przygotowując program budowy małych domów, rząd powinien te wszystkie zagrożenia mieć na uwadze, aby nie powtarzać błędów z przeszłości i nie wyłożyć się na złej konstrukcji przepisów, które zamiast pomagać w budowie, utrudniałyby ją i komplikowały.
Czytaj więcej
Inwestor pod groźbą kary będzie musiał oświadczyć, że zamierza budować na własne potrzeby.
Patrząc na obrazki 70-metrowych domów, stawianych za nieduże pieniądze, przy budowie których nie trzeba borykać się z urzędnikami, można się tylko cieszyć. Czytając szczegóły, można nabrać jednak wątpliwości, czy autorzy projektu wszystko dokładnie przemyśleli. Budujący mały dom na liberalnych zasadach ma bowiem złożyć oświadczenie, że robi to po to, aby zaspokoić własne potrzeby mieszkaniowe. Jeżeli skłamie, grozi mu nawet osiem lat więzienia. Taką konstrukcję przyjęto m.in. w tym celu, aby ustawy nie wykorzystali deweloperzy, którzy podepną się pod program, windując ceny.