Można bowiem zadać pytanie jaki będzie „imperatyw moralny" sędziów awansowanych zbiegiem okoliczności według list poparcia do neo KRS, kiedy wezwie protektor(ka) lub gdy odezwie się upragniony telefon od Premiera w sprawie Izby Dyscyplinarnej? Jaki może być „imperatyw moralny" u sędziów, których kariera zawodowa zależała od 267 głosów polityków i dalej u ludzi przez nich wskazywanych, gdy przyjdzie decydować o losie osób związanych z konkretną „formacją polityczną" (określaną jako „nasza" przez sędziego-ministra) albo w sprawie obowiązującego światopoglądu, a za rogiem czai się Wielki Inkwizytor Dyscyplinarny?
Nie znamy odpowiedzi na te pytania. A skoro ja ich nie znam i obywatel ich nie zna, a pozostają wątpliwości, to znaczy, że wyśmiewany przez Panią TSUE ma rację (por. teza 58-61, 91 i n., szczególnie t. 112 wyroku z dnia 15 lipca 2021 roku, C- 791/19).
Pani Prezes w swoim tekście pisze o samozwańczych autorytetach i podejrzewam, że takim może być dla niej prof. Matczak (aka Tata Maty), który z wnikliwością naukowca, ale i prostotą tłumaczy: „Niezawisłość wewnętrzna sędziego jest jak wewnętrzna zdolność kapitana samolotu, aby nie podporządkować się naciskom pasażerów. Zewnętrzny wymiar niezawisłości obrazuje zasada sterylności kokpitu – nikogo nie ma w nim być, nikt nie ma pilotowi przeszkadzać w staraniach, aby bezpiecznie wylądować."
Dzisiaj do kokpitu może wejść każdy (niektórzy piloci tego nawet oczekują, w swej bezradności). Wybór kapitana pośrednio przez pasażerów, którzy maja wpływ na jego zawodowe losy, albo którzy według własnego widzimisię zakazują korzystania z pewnych urządzeń (na co też zwrócił uwagę TSUE – por. teza 115 wyroku z 15 lipca 2021 roku), uzależnia go od ich nastrojów i humoru. To właśnie w polskich realiach, gdy dramatycznie pulsują lampki „pull up" i „terrain ahead", odnotowuje TSUE i temu się sprzeciwia, w imię obrony wspólnych wartości, które zostały przyjęte w referendum akcesyjnym.
Dalej, z pewnym zaskoczeniem odnotowałem, że zgadzam się z tezą Autorki, iż sposób rekrutacji do służby ma znaczenie z punktu widzenia wartości merytorycznej (choć pewno odmiennie niż Ona, nie uważam tego za jedyny związek) czyli – jak pisze – „czy sędzia jest mądry czy głupi". Muszę jednak zauważyć, zarówno z perspektywy krakowskiej jak i obserwatora nagrań z posiedzeń neo KRS, że członkowie tego gremium wydają się rzadko korzystać z tej wiedzy, chyba promując ludzi słabych merytorycznie i niedoświadczonych, ale za to być może posiadających inne cechy, które raczej nie wzmacniają „imperatywu moralnego", o którym mowa była wyżej.
Wreszcie dochodząc do kwestii legitymizacji władzy sądowniczej Pani Prezes prześlizguje się nad problemem oligarchizacji Państwa (bynajmniej nie odnosząc jej do dzisiejszego stanu rzeczy) i wypowiada, skądinąd niekwestionowaną, tezę o konieczności demokratycznej legitymizacji władzy sądowniczej. Wskazuje przy tym na Prezydenta jako przedstawiciela Narodu, by wbić sztylet przeciwnikom znaną tezą o wszechuzdrawiającej mocy jego decyzji, która powinna być „wystarczająca dla nowopowołanych sędziów". Spłycenie kwestii legitymizacji władzy sądowniczej jedynie do aktu nominacji wręczanego przez wybranego w wyborach powszechnych Prezydenta jest moim zdaniem nie tylko błędem, ale próbą zamknięcia ust wyświechtanym frazesem o woli narodu. W istocie kwestia ta jest o wiele bardziej skomplikowana. Po części zwraca uwagę na to Trybunał strasburski w sprawie Astradsson (t. 279 i in), a po części bogata literatura przedmiotu. Wydaje się, że Autorka bezrefleksyjnie powtarza „przekaz dnia" o demokratycznie wybranym Prezydencie, z silną legitymacją społeczną, co ma zakończyć dyskusję, gdy tymczasem już od pewnego czasu wymiar instytucjonalny legitymizacji jest niewystarczający. Zgoła czym innym jest z kolei problem, czy przy obecnej neo KRS i widocznym antykonstytucyjnym nastawieniu władzy ustawodawczej i wykonawczej, można w ogóle mówić o zapewnieniu legitymizacji, nawet instytucjonalnej, przez obecną władzę. Profesor J. Zajadło w mediach społecznościowych słusznie zauważył, że rządzący – i ich poplecznicy (przyp. mój) - sposobem sprawowania władzy, doprowadzili do czegoś w rodzaju samodelegitymizacji. Pozostawiając jednak ten wątek na boku, trzeba stwierdzić, że od pewnego czasu znaczenia nabiera dynamiczne ujęcie legitymizacji społecznej (Burdziej), która nie jest czymś trwałym i statycznym. Sądy czy sędziowie są nieustająco legitymizowani do sprawowania władzy sądowniczej nie tylko przez udział w ich powołaniu organów przedstawicielskich pochodzących z wyboru, ale przede wszystkim poprzez odpowiednie traktowanie obywateli, co zakłada wybór kandydatów, którzy mogą podołać temu zadaniu. To, jak rozumiem, jest jednak poza zainteresowaniem członków neo-KRS.