Przetargi będą zamknięte dla chińskich przedsiębiorców

Komisja Europejska pracuje nad przepisami, które uniemożliwią start w przetargach przedsiębiorcom z państw, które same nie otwierają swoich rynków – zdradza prezes Urzędu Zamówień Publicznych Jacek Sadowy

Aktualizacja: 21.03.2011 03:49 Publikacja: 21.03.2011 03:15

Przetargi będą zamknięte dla chińskich przedsiębiorców

Foto: Fotorzepa

Red

Przedsiębiorcy budowlani protestują przeciwko wpuszczeniu na polski rynek chińskiej firmy, która buduje nam fragment autostrady A1. Wysłali nawet list do Komisji Europejskiej i twierdzą, że Chińczycy chcą u nas zdobyć referencje, które pozwolą im zaistnieć na rynkach europejskich.

Jacek Sadowy

: Od 2004 r. polskie przepisy pozwalają  złożyć ofertę każdemu przedsiębiorcy, także temu spoza Unii Europejskiej. Trudno więc winić GDDKiA za to, że dopuściła do przetargu chińskie przedsiębiorstwo. Inne działanie byłoby po prostu sprzeczne z ustawą.

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby zmienić prawo i ograniczyć, a nawet zamknąć dostęp do polskiego rynku zamówień publicznych chińskim firmom. Unijne regulacje nakazują nam jedynie otwarcie na rynek UE i państw, z którymi zawarte są odpowiednie umowy.

Tak rzeczywiście jest. Co do zasady powinna obowiązywać reguła wzajemności, w myśl której rynek unijny powinien być otwarty dla przedsiębiorców z krajów, które gwarantują przedsiębiorcom unijnym dostęp do swoich rynków na zasadach niedyskryminacyjnych. Wiem, że Komisja Europejska pracuje właśnie nad regulacjami, które uniemożliwią start w przetargach przedsiębiorcom z państw, które same ich nie otwierają.

Ostatnio głośno jest o zrywaniu umów na duże inwestycje budowlane. Najpierw GDDKiA zerwała kontrakt na budowę autostrady A1, potem z kolei wykonawca wypowiedział umowę na A4. Czy przyczyny tych niepowodzeń nie należy szukać w organizacji przetargów?

Z mojej wiedzy wynika, że pierwszy przypadek dotyczył wielomiesięcznych opóźnień w realizacji kontraktu, w następstwie których odstąpiono od umowy z wykonawcą. W drugim przypadku powodem podawanym przez wykonawcę jest zwłoka w wypłacie wynagrodzenia przez inwestora. To jednak dość dziwne, biorąc pod uwagę, że nie ma bardziej wiarygodnego inwestora niż Skarb Państwa. W mojej ocenie był to raczej pretekst. Właściwą przyczyną były  problemy wykonawcy z wywiązaniem się ze swych zobowiązań umownych.

Zasadniczym problemem nie jest zatem sama organizacja przetargu, ale zobowiązania składane przez wykonawców w jego trakcie. Muszą oni zdać sobie sprawę z tego, że składając ofertę w przetargu, będą zobowiązani realizować umowę zgodnie z tym, co sami deklarowali. Niezgodna z prawem jest sytuacja, w której przedsiębiorca wygrywa przetarg, bo proponuje najkorzystniejsze warunki, a później domaga się większej zapłaty lub grozi odstąpieniem od umowy. To nieuczciwe zarówno w stosunku do samego zamawiającego, jak i pozostałych przedsiębiorców, którzy brali udział w przetargu.

W mojej opinii problemem są stosunkowo niewielkie konsekwencje wyciągane wobec firm, które nie wywiązują się z zawartych umów. Nie ma skutecznego mechanizmu, który sankcjonowałby takie zachowania.

Ten problem został już poniekąd rozwiązany poprzez nowelizację prawa zamówień publicznych, mocno zresztą krytykowaną przez środowisko przedsiębiorców. Firmy, z którymi zostanie zerwana umowa, nie będą mogły przez trzy lata startować w przetargach organizowanych przez tego zamawiającego.

Tak, i uważam, że rozwiązanie to pozwoli uświadomić wykonawcom, że rynek zamówień publicznych jest otwarty tylko dla tych, którzy rzetelnie składają oferty, a potem wykonują swoje umowy. Jest to  zmiana bardzo ważna dla zapewnienia uczciwej konkurencji w postępowaniach. Oprócz przepisów ważne są również postanowienia umów dotyczące kar umownych, zabezpieczenia należytego wykonania umowy czy wreszcie właściwego nadzoru nad pracami.

Powodem dzisiejszych problemów mogło być proponowanie zbyt niskich cen w przetargach. Prowadzone były one w czasie największego spowolnienia gospodarczego, gdy firmy zrobiłyby wszystko, aby tylko zdobyć zlecenie. Teraz zaś okazuje się, że za te pieniądze nie da się przeprowadzić tych   kontraktów.

Jeszcze przed trzema laty powszechnie wytykano, że mamy najdrożej budowane drogi w całej Europie. Teraz zaś stawia się zarzut, że ceny, które oferowali przecież sami wykonawcy, są zbyt niskie. Nie możemy popadać ze skrajności w skrajność. Roboty są  prowadzone i z deklaracji wykonawców wynika, iż tak będzie nadal. Czy naprawdę uważa pan, że jeśli ceny będą wyższe, to dostaniemy gwarancję, że na końcu otrzymamy produkt lepszej jakości? Może się okazać, że zapłacimy więcej, a uzyskamy dokładnie to samo. Tymczasem przy ograniczeniach budżetowych musimy przecież się liczyć z każdą wydawaną złotówką.

Jest pan zadowolony ze wskaźników konkurencyjności na polskim rynku zamówień publicznych?

I tak, i nie. Z jednej strony znacząco poprawiła się konkurencyjność przy dużych zamówieniach, zwłaszcza tych na roboty drogowe. Przy mniejszych zamówieniach, zwłaszcza na dostawy i usługi, ale nie tylko, bo także na mniejsze prace budowlane, wynik jest lepszy, ale nadal daleki od satysfakcjonującego. Oprócz samej liczby składanych ofert ważne jest przecież  również to, ile z nich  zostaje odrzuconych. Do niedawna jeszcze nie mieliśmy na ten temat żadnych danych, dlatego też od początku ubiegłego roku nałożyliśmy na zamawiających obowiązek podawania informacji, ile ofert zostało odrzuconych, w ogłoszeniu o udzieleniu zamówienia. Okazało się, że liczba ofert odrzucanych jest duża.

Jak można to zmienić?

Działania powinny mieć charakter kompleksowy. Po pierwsze, próbując dotrzeć z informacją o przetargu bezpośrednio do przedsiębiorcy oraz natychmiast po jego upublicznieniu. Dziś wykonawca może otrzymać na swojego e-maila informację o przetargu dzięki uruchomieniu przez Urząd Zamówień Publicznych systemu subskrypcji. Do dziś ponad 2,5 tysiąca przedsiębiorców już jest w systemie. Po drugie, zmiana praktyki zamawiających, którzy, jak wynika z naszych kontroli, mają tendencję do nadmiernego odrzucania ofert bez wykorzystywania instrumentów już przewidzianych w ustawie, choćby możliwości poprawy omyłek w ofertach. Po trzecie, wprowadzenie systemu weryfikacji wykonawców podczas przetargu, który ograniczy liczbę dokumentów składanych w przetargu. Już dzisiaj  proponujemy w tym zakresie zmiany.

Jak chce pan zainteresować przedsiębiorców przetargami, skoro jeśli odważą się w nich wystartować, to na dzień dobry są pozbawiani pieniędzy? Mam na myśli powszechnie krytykowany przepis o zatrzymywaniu wadium firmom, które nie uzupełnią dokumentów. Gdy ktoś startuje po raz pierwszy w przetargu, jest bardzo prawdopodobne, że nie zdoła się połapać we wszystkich papierach.

Liczę, że przepis ten niebawem zostanie zmieniony. Tak przynajmniej przewidujemy we wspomnianych już przeze mnie wcześniej założeniach nowelizacji prawa zamówień publicznych. Zgodnie z nimi jedynie firma, która złożyła najkorzystniejszą ofertę, będzie musiała się liczyć z utratą wadium, jeśli nie uzupełni dokumentów. Dzięki temu wykonawcy z dalszych miejsc, którzy nie mają możliwości wpływania na wynik przetargu, będą bezpieczni.

Nowelizacja, o której pan wspomina, budzi spore obawy w polskim przemyśle zbrojeniowym. Armia będzie musiała organizować przetargi na dostawę broni. Nie wiadomo więc, ile zamówień trafi ostatecznie w ręce polskich firm.

Rzeczywiście ta część założeń nowelizacji budzi duże emocje, czemu trudno się dziwić, oznacza bowiem istotne zmiany przy udzielaniu zamówień w tak kluczowym obszarze jak obronność i bezpieczeństwo. Przypomnę jedynie, że nie mamy wyboru – tak jak inne kraje jesteśmy zobowiązani wdrożyć przepisy unijnej dyrektywy. To, co staramy się jednak zrobić i nad czym przez cały czas pracujemy, to stworzenie mechanizmów, które zwiększą szansę polskich firm na udział w   kontraktach.

O jakie ułatwienia chodzi?

Po pierwsze, o pewne wyłączenia. Nadal pewne rodzaje uzbrojenia mogą być wyłączone spod obowiązku stosowania ustawy ze względu na istotne interesy bezpieczeństwa państwa. Po drugie, proponujemy regulacje, które zwiększają szansę na udział polskiego przemysłu zbrojeniowego w tych zamówieniach.

Czyli?

Przykładowo o wprowadzenie preferencji europejskich, co ograniczy dostęp do naszego rynku przedsiębiorcom z państw trzecich. Inna rzecz to umożliwienie stosowania kryterium oceny ofert takiego jak bezpieczeństwo dostaw, a więc kryterium mogącego preferować produkcję uzbrojenia w naszym kraju jako zabezpieczającego dostawy uzbrojenia w przypadku konfliktu zbrojnego. Kolejna sprawa to możliwość nałożenia na wykonawcę obowiązku wyboru podwykonawcy też w warunkach otwartości. Nawet więc jeśli w przetargu zwycięży firma zagraniczna, to będzie można od niej wymagać, aby w sposób otwarty zleciła podwykonawstwo. Zwiększy to szanse naszych zakładów zbrojeniowych na uzyskanie takich zleceń.

Nowelizacja ma znieść zasadę rozstrzygania przez Krajową Izbę Odwoławczą zastrzeżeń do wyników kontroli prowadzonych przez UZP. Dlaczego chce pan, by decyzje prezesa UZP były ostateczne?

Prezes Urzędu w świetle ustawy ponosi odpowiedzialność za prawidłowe funkcjonowanie systemu zamówień publicznych. Instrumentem realizacji tego obowiązku jest kontrola. Członkowie KIO takiej odpowiedzialności nie ponoszą, dlatego przykładowo nie muszą brać pod uwagę tego, że coś jest niebezpieczne dla funkcjonowania systemu czy systemu wydatkowania środków unijnych. Dzisiaj mamy do czynienia zatem z pewną niekonsekwencją. Ponoszę odpowiedzialność za coś, na co nie zawsze mogę mieć wpływ.

Badanie sprawy przez KIO pozwalało jednak na swego rodzaju kontrolowanie kontrolującego. Czy teraz będzie pan poza kontrolą?

Absolutnie nie. Sama kontrola kończy się jedynie pewnymi ustaleniami, które dają podstawę do dalszych działań weryfikowanych przez inne organy. Jeśli prezes Urzędu nakłada karę finansową, to zamawiający może złożyć skargę do sądu administracyjnego, a ten rozstrzygnie, kto ma rację. Jeśli stwierdzone naruszenie jest klasyfikowane jednocześnie jako naruszenie dyscypliny finansów publicznych, kieruję sprawę do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, a ten dalej decyduje, co zrobi ze sprawą, a sankcje nakładają właściwe komisje. Przy unieważnieniu umowy o wszystkim decyduje sąd cywilny.

Jacek Sadowy jest prezesem Urzędu Zamówień Publicznych

Więcej ciekawych opinii:

Opinie i analizy

Przedsiębiorcy budowlani protestują przeciwko wpuszczeniu na polski rynek chińskiej firmy, która buduje nam fragment autostrady A1. Wysłali nawet list do Komisji Europejskiej i twierdzą, że Chińczycy chcą u nas zdobyć referencje, które pozwolą im zaistnieć na rynkach europejskich.

Jacek Sadowy

Pozostało 97% artykułu
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"