Zawody regulowane: Reforma wymiaru sprawiedliwości ministra Jarosława Gowina

Polski adwokat, choćby o najwyższych kwalifikacjach, prokuratorem generalnym RP nie zostanie – zwraca uwagę adwokat Krzysztof Stępiński

Aktualizacja: 04.03.2012 08:10 Publikacja: 28.02.2012 07:20

Krzysztof Stępiński, adwokat

Krzysztof Stępiński, adwokat

Foto: Rzeczpospolita

Jarosław Gowin przyjmując tekę ministra, wiedział o skomplikowanym mechanizmie, jakim jest wymiar sprawiedliwości tyle, co dobrze wykształcony inteligent. Czyli niewiele; wystarczy przeczytać wywiad w „Rz" z 13 lutego. Jednak będzie go reformować, bo premier dał mu zadanie do wykonania. W „Mądrościach żydowskich" (Aleksander Drożdżyński, WP 1961) jest anegdotka o jubilerze, który dał dzieciakowi do przecięcia cenny brylant. A właścicielowi, który nie rozumiał, dlaczego drogocenny kamień przeciął ktoś tak niedoświadczony, powiedział: „Panie klient, Abramkowi ręka nie zadrżała. On nie wiedział, co tnie". Zacząłem od anegdotki, bo jestem jak ten klient.

Można deregulować, ale...

Minister twierdzi, że zawody regulowane to – w domyśle – strzeżony przez korporacje zbiornik kilku milionów miejsc pracy. „Kilka" znaczy od trzech do dziewięciu, dlatego obawiam się, że minister chlapnął. Czy liczba bezrobotnych istotnie zmaleje, gdy otworzymy zawody pilota wiatrakowców albo mostowniczego lub inżyniera budownictwa o specjalności kolejowej? Wykaz zawodów regulowanych czyta się jak tekst satyryczny, choć z pełnym przekonaniem, że ich otwarcie nie zmniejszy bezrobocia o 15 – 20 proc. Co nie oznacza, że nie należy deregulować. Ale źle by było, gdyby deregulacja stała się celem samym w sobie. Osobiście wolałbym, żeby, kiedy prom na pokładzie ze mną tonie, ratował mnie nurek I klasy, czyli przedstawiciel zamkniętego zawodu regulowanego. No i nijak nie rozumiem, dlaczego deregulacją ma się zajmować minister, który ma wystarczająco dużo kłopotów z sądami, zakładami karnymi, służbami kuratorskimi etc.?

Dam spokój dróżnikom obchodowym i nurkom saturowanym (zawody regulowane), zajmę się tym, co dotyczy mojej profesji: zawodami prawniczymi.

O otwarciu zawodów sędziego i prokuratora jakoś minister nie wspomniał. A szkoda, bo jest co otwierać. Najlepszym przykładem są kraje, w których sędzią zostaje się na koniec kariery, a prokuratorem generalnym bardzo często jest adwokat. Polski adwokat, choćby o najwyższych kwalifikacjach, prokuratorem generalnym RP nie zostanie, bo ustawodawca takiej możliwości nie przewidział. Mam czelność twierdzić, że wielu adwokatów udźwignęłoby tę rolę nie gorzej niż ci, których ustawa dopuszcza do pełnienia tej funkcji. Szkoda, że nie dano im szansy, bo może właśnie adwokatowi, jak Heraklesowi, udałoby się dokonać czynów niewykonalnych, na przykład raz na zawsze odegnać polityków od prokuratury. Nie sądzę, by adwokaci chcieli się ubiegać o stanowiska w powszechnych jednostkach prokuratury, choć pamiętam, że kilku kolegów wróciło do prokuratury po spokój socjalny wynikający ze stałego wynagrodzenia i dla przyszłego stanu spoczynku.

Z sądownictwem jest inaczej. Sędzia to korona zawodów prawniczych. Znam wielu wybitnych adwokatów, którzy chętnie zamieniliby miejsce na sali sądowej wyłącznie z powodów prestiżowych i intelektualnych. Jednak w ich wypadku przeszkodą nie do przejścia jest procedura powoływania sędziów. Po czerwcu 1989 r. mogłem wrócić do sądzenia. Teraz nie miałbym żadnych szans. Wiem, bo sondowałem temat. Poradziłbyś sobie, powiedział mi ktoś ważny, ale nie jesteś już swój. Zająłbyś czyjeś miejsce.

Zawody dawno otwarte

Dlatego obawiam się, że minister planuje nadal otwierać zawody dawno otwarte, na przykład adwokaturę (adwokatów i radców prawnych określam tu jako adwokatów). Także poprzez reformy pośrednio związane z adwokaturą, czyli przyznając prawnikom bez aplikacji prawo do występowania przed sądami. Popatrzmy na statystykę, która niekiedy – tak jak w tym wypadku – nie kłamie. Przeciwnie, jest źródłem cennej wiedzy, której minister nie może nie uwzględnić.

Kiedy Przemysław Gosiewski otwierał adwokaturę – i chwała mu za to – w Polsce było około 21 tys. adwokatów i ponad 4 tys. 500 aplikantów. W tej chwili jest ponad 40 tys. adwokatów i prawie 18 tys. aplikantów. Na aplikację, która jest i powinna pozostać główną drogą do zawodu, przyjmujemy wszystkich, którzy zdadzą egzamin organizowany przez ministra sprawiedliwości. Tylko we wrześniu tego roku egzamin zda ponad 5 tys. aplikantów. Na ich miejsce wejdzie nowy rocznik. Jak znam życie, nie mniej liczny. Zatem co tu otwierać i przed kim, skoro w kraju pracuje ok. 58 tys. prawników z uprawnieniami, nie licząc specjalistów w wąskich dziedzinach prawa, którzy – pracując w kancelariach – nie występują przed sądami? Polska nie leży na księżycu. Dlatego bez trudu można sprawdzić, że problemem nie jest ograniczony dostęp do usług adwokackich wynikający z cen tych usług, lecz brak nawyku, za co adwokatura nie ponosi żadnej odpowiedzialności. A skoro o cenie mowa, proponuję, by zarządzający wymiarem sprawiedliwości poświęcili nieco pracy na tworzenie mechanizmów zachęcających obywateli do wykupywania polis ubezpieczeniowych od kosztów pomocy prawnej. I argument ostatni. Adwokatura stawia na jakość, której nie są w stanie zapewnić absolwenci prawa bez uprawnień adwokackich. Dla nich sale sądowe powinny zostać zamknięte.

O sędziów trzeba dbać. Zbyt wiele od nich zależy. Dlatego reforma sądownictwa nie powinna się zaczynać od konfliktu ze środowiskiem sędziowskim, który wywoła likwidacja małych ośrodków sądowych (mają więcej zalet niż wad) i delegowań sędziów – na dużą skalę – do ośrodków bardziej obciążonych, co pachnie obejściem prawa. Proponuję zacząć od ograniczonego uproszczenia procedury karnej i poprawy warunków pracy sędziów (powinni się zajmować  wyłącznie orzekaniem), co przełoży się na podniesienie jakości orzeczeń. Ale nie rozumiem, do czego sędziemu w wydziale karnym potrzebny referendarz!

Pomysł, by polski proces karny był w pełni kontradyktoryjny, nie jest zły. Ale do wdrożenia tej zasady nie są gotowi odtwórcy głównych ról, w równym stopniu prokuratorzy, sędziowie i adwokaci. Zmiana prawa to kwestia większości parlamentarnej. Gorzej z umiejętnościami, a zupełnie źle ze zmianą mentalności i przyzwyczajeń. Jak przygotować nas wszystkich do nowych wyzwań, gdy pełna kontradyktoryjność oznacza przebudzenie w innym świecie, gdzie rola sędziego na rozprawie będzie ograniczona. Wystarczy zobaczyć amerykański film rozgrywający się na sali sądowej. Mamy znaleźć się na innym biegunie, podczas gdy dzisiaj tylko nieliczni sędziowie poprawnie stosują przepis art. 370 § 1 k.p.k., określający tryb przesłuchiwania na rozprawie oskarżonych, świadków i biegłych. Dzisiejsza rozprawa to wielokrotnie kontynuacja śledztwa, tyle że prowadzonego przez sędziego.

Kolejny problem, na szczęście czysto techniczny, bo wymagane zmiany w prawie są kosmetyczne, to sposób protokołowania rozpraw w sprawach karnych. Dzisiaj sędziowie dyktują, jak Polska długa i szeroka, a protokoły są nadal sporządzane w ślimaczym tempie. Gorzej, że niektórzy dyktują wybiórczo! Na szczęście wszystkie zmiany prawa w tym zakresie, łącznie z opanowaniem sztuki sporządzania stenogramu przez kilka tysięcy protokolantów, można załatwić w niedługim czasie. Dzięki temu dyktowanie skończy się z dniem, kiedy nie będzie czego dyktować, bo wszystko – bez pomocy sędziego – trafi do protokołu w czasie rzeczywistym.

Pomysł niewykonalny

Minister uważa, że „prokurator, który prowadzi konkretne śledztwo, powinien osobiście dowodzić zasadności swojej decyzji o postawieniu zarzutów i wniesieniu oskarżenia". Odnoszę wrażenie, że ma na myśli coś, co określę jako „legalizm indywidualny". Pomysł, by w rozprawie głównej uczestniczył autor aktu oskarżenia, jest bardzo stary i bardzo dobry, ale w polskich warunkach – czego jestem pewien – niewykonalny z przyczyn czysto technicznych. Zwłaszcza w dużych miastach. Pomysł fatalny, jeśli chodzi o oskarżenia, które nie mają podstaw faktycznych lub prawnych w chwili wydawania postanowienia o przedstawieniu zarzutów lub tracą sens w trakcie rozprawy głównej, a takich jest niemało. By to wiedzieć, nie trzeba być ministrem, wystarczy być kratkowym adwokatem. Pracuję na sali sądowej prawie czterdzieści lat i raz tylko usłyszałem prokuratorski wniosek o uniewinnienie. Oskarżenia wątpliwe lub z góry przegrane są popierane, a raczej bronione, zacieklej niż Częstochowa, czasem za pomocą żenujących argumentów. Najlepszym tego przykładem jest zachowanie prokuratora w procesie adwokata Jacka Dubois oskarżonego na podstawie grubymi nićmi szytego pomówienia, kiedy to prokurator, który nie umiał pogodzić się z uniewinnieniem, wprawił w osłupienie sędziów sądu odwoławczego, dołączając do akt sprawy – Bóg jeden wie, na jakiej podstawie prawnej – list zwykłego rzezimieszka, z którego wynikało, że czuje wdzięczność wobec prokuratury, że wreszcie zajęła się adwokatem. Ten argument, jak rozumiem, miał przekonać sędziów. Swoją drogą, ciekawe, jak będzie popierać oskarżenie prokurator (autor aktu oskarżenia), który z kamienną twarzą, jakiej nie powstydziłby się Buster Keaton, wysłuchał na sali sądowej zeznań kluczowego świadka oskarżenia, który wygadał się i zeznał, że jego pierwsze zeznania złożone w śledztwie zostały zniszczone.

Dlaczego prokurator, który w śledztwie – z pełnym rozmysłem – nie bada zawartości dokumentów o łącznej objętości ponad 50 000 stron, z których wynika, że zarząd wielkiej spółki giełdowej nie złamał prawa, nie potrafi przeprosić za haniebne oskarżenie, a końcowe przemówienie ogranicza do żądania wydania sprawiedliwego wyroku? Stąd pytanie: czy ustawowy obowiązek popierania oskarżenia w sprawie przegranej da się pogodzić z prawnym obowiązkiem logicznej i obiektywnej oceny dowodów?

Może minister wyraził się niefortunnie, ale nie mogę wykluczyć, że przy przecinaniu brylantu zadrżała mu ręka. A ja bym wolał, żeby nie było żadnych wątpliwości, że minister uważa, że prokurator dowodzący przed sądem swojej decyzji o postawieniu zarzutów i wniesieniu aktu oskarżenia powinien po prostu się zachować  przyzwoicie. Bo jeśli prokuratorzy posłuchają ministra i z całym zaangażowaniem będą bronić spraw przegranych, kolejnego wniosku o uniewinnienie mogę nie dożyć.

Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego