- Nazwiska bandytów powinno się ujawniać. Nie wiem dlaczego sędziowie tak rzadko korzystają z tego przepisu. Może źle rozumieją interes oskarżonego - mówi profesor Piotr Kruszyński, dyrektor Instytutu Prawa Karnego na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
- Osobiście jestem zwolennikiem jak najszerszego stosowania środka karnego w postaci publikacji wyroku do publicznej wiadomości i to nie tylko z uwagi na cel wychowawczy tego środka. Moim zdaniem świadomość u sprawcy, iż społeczeństwo oceni jego czyn karalny, niejednokrotnie odstraszy przed popełnianiem przestępstw – komentuje dla EBOS.PL, Sędzia Rafał Puchalski.
Sprawca pobicia policjantki z Bydgoszczy, 21-letni Dawid Modrzyński, zapewne odetchnął z ulgą. Zamiast pełnego nazwiska dziennikarze bydgoskich gazet podali do wiadomości jedynie imię podsądnego i pierwszą literę nazwiska.
Nikt nie odważył się również opublikować zdjęcia mężczyzny, uznanego bądź co bądź winnym zuchwałego czynu. Najciekawsze jest to, że chronienie danych osobowych przestępcy wcale nie było pomysłem sądu. Przeciwnie. - Przecież już na pierwszej rozprawie wyraziłem zgodę na podanie danych osobowych i upublicznienie wizerunku oskarżonego. Dziwię się, że dziennikarze z tego nie skorzystali - mówi zaskoczony Tomasz Pietrzak, sędzia Wydziału IV Karnego Sądu Rejonowego w Bydgoszczy. Jak czytamy w aktach procesu, swoją decyzję sędzia uzasadnił "charakterem sprawy, a w szczególności jej wydźwiękiem wychowawczym".
W procesie o pobicie policjantki wniosek złożył reporter TVN 24. Działał na podstawie prawa prasowego i artykułu 357 Kodeksu postępowania karnego. Prośbę o podanie danych oskarżonego do wiadomości publicznej mógł jednak przedłożyć sądowi każdy, nawet postronny obywatel, kierowany poczuciem sprawiedliwości społecznej. Sąd musiałby rozpatrzeć i w razie odmowy uzasadnić także i jego wniosek.