Konstytucjonaliści są raczej zgodni, że każda poprawka wymaga odrębnego potraktowania, i choć były w polskim Sejmie próby podobnej obstrukcji (poprawki posła Manickiego z SLD do ustawy podatkowej), to jednak nigdy na taką skalę, i nie odnośnie budżetu, który jest szczególną ustawą.
W Sejmie trwa właśnie drugie czytanie projektu budżetu na 2013 rok, głosowanie nad ustawą już zaplanowano, i choć opozycja nie zostawia na nim suchej nitki, to zagrywka RP może mieć większe konsekwencje.
Trudno powiedzieć czy stoją za nią jakieś inne intencje niż deklarowane: „likwidacja wydatków z budżetu na rzecz Kościoła oraz związanych z nim instytucji", faktem jest, że nieuchwalenie budżetu w terminie, aktywowałoby jedną z nielicznych w polskiej konstytucji okazji, do skrócenia kadencji parlamentu (a więc i rządu) wbrew woli koalicji.
Zgodnie z art. 225 Konstytucji, jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona prezydentowi RP do podpisu, prezydent może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu. Ponieważ projekt złożono 28 września 2012 r., termin ten upływa 28 stycznia 2013 r. Jest więc jeszcze półtora miesiąca.
Nic nie wskazuje też by doszło do sytuacji jak w 2007 r. za prezydentury Lecha Kaczyńskiego, kiedy w związku ze sporami, od kiedy liczyć ów czteromiesięczny termin na uchwalenie budżetu (w międzyczasie były wybory), spekulowano czy prezydent nie rozwiąże parlamentu („Zegar budżetowy tyka", „Rz" z 25 października 2007 r.).