Wieczorek: Ćwierć-prawdy deregulacyjne

Podniesienie przez Ministra Gowina zagadnienia deregulacji określonej grupy zawodów stworzyło bardzo ciekawy stan dyskusji o ich statusie, szczególnie adwokatów, radców prawnych i notariuszy - pisze notariusz

Aktualizacja: 25.01.2013 19:13 Publikacja: 25.01.2013 19:12

Michał Wieczorek

Michał Wieczorek

Foto: archiwum prywatne

Z czystej ciekawości analizując wpisy internautów zamieszczane pod tekstami o deregulacji ogarnia mnie coraz większe zdumienie. I nie mówię tutaj o jakości pisowni, składni, sposobu wyrażania myśli, lecz o powszechnej opinii o adwokatach czy notariuszach.

Utarte stereotypy, sposób pojmowania określonych instytucji prawa, ogromna podatność na slogany czy ćwierćprawdy – taki jest powszechny ogląd zagadnień związanych z deregulacją zawodów prawniczych. I taki też jest odbiorca szumu medialnego wytwarzanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości wokół tej sprawy. Bo przecież nie jest odbiorcą uzasadnień Ministerstwa radca prawny czy notariusz, który z absurdalności wielu podnoszonych argumentów doskonale zdaje sobie sprawę. Problem tylko jest taki, że zarówno adwokat czy notariusz nie posiadają instrumentu pozwalającego na obronę przed takim sposobem działania. Brak prawdziwie merytorycznej dyskusji, analizy argumentów, szafowanie chwytliwymi medialnie sloganami, to jest metoda „wprowadzania" prawa. Bo przecież co to za grupa notariusze... nawet razem z adwokatami... parę tysięcy ludzi... to ewentualnie tylko parę tysięcy głosów mniej, a ile głosów można zyskać ? Przecież przy urnie wyborczej (i dzięki Bogu) nie ma podziału na głosy tych, którzy rozumieją absurdalność uzasadnień Ministerstwa jak też tych, dla których każdy powód dzięki któremu można „przyszpilić" adwokatów czy notariuszy jest znakomity.

Niska kultura prawna

Spowodowane to jest niewątpliwie niską kulturą prawną naszego społeczeństwa, co z drugiej strony jest tak naprawdę wygodne dla rządzących. Ktoś kto mało wie będzie mało pytał. O wiele łatwiej takimi osobami manipulować, ich opiniami czy ocenami.

I chyba właśnie teraz powinniśmy postawić przed sobą pytanie: na ile obecna sytuacja w której tak znacząca część społeczeństwa w tak określony sposób odbiera propozycje wywrócenia do góry nogami całego systemu „ochrony" prawnej spowodowana jest naszym (adwokatów, radców prawnych czy notariuszy) wieloletnim zaniedbaniem w przedmiocie edukacji prawnej obywateli naszego kraju ? Na ile właśnie poprzez wieloletnie hołdowanie zasadzie „nasza chata z kraja" i odsuwanie się od głównego nurtu życia politycznego w chwili obecnej zaowocowało tak powszechną niechęcią dla naszych profesji ? I wreszcie, czy nie należało już wiele lat wstecz podjąć wysiłek pomocy w ukształtowaniu nowego pokolenia obywateli naszego kraju, którzy w znacząco pełniejszy sposób rozumieć będą specyfikę instytucji prawa niż ma to miejsce obecnie.

Pewnie tak właśnie winno być. Obecnie jednak to już tylko żal nad „rozlanym mlekiem". W powszechnym odbiorze - podsycanym negatywnymi emocjami w zakresie wyobrażeń o np. poziomie dochodów poszczególnych grup zawodowych – wszystko co może „przyszpilić" te grupy zawodowe jest wręcz oczekiwane. Poziom negatywnych emocji, ukierunkowanych praktycznie tylko w stronę poziomu dochodów tychże grup zawodowych, bez jakiejkolwiek bliższej analizy zakresu obowiązków, odpowiedzialności, roli w systemie prawa, przekroczył wręcz granice absurdu.

Utarte slogany typu: blokowanie dostępu do zawodu przez korporacje, zdzierstwo, kumoterstwo, powiązania rodzinne... itp. przyjmowane są jako oczywistości. I nie ma tutaj jakiegokolwiek znaczenia, że od 2005 roku egzaminy wstępne na aplikacje jak też egzaminy końcowe, są organizowane przez Ministerstwo, że to właśnie Ministerstwo przygotowuje zagadnienia na egzamin i wreszcie, że członkowie korporacji stanowią mniejszość w komisjach egzaminacyjnych (2 osoby na 7), że korporacje na wynik egzaminu nie mają wpływu... Te argumenty nie docierają do powszechnej opinii tym bardziej, że nawet przedstawiciele Ministerstwa Sprawiedliwości powtarzają slogany o „blokowaniu" dostępu do zawodu.

Aplikacja to nie „wtłoczenie" wiedzy

W 2012 roku egzamin kończący aplikację zdawał najliczniejszy rocznik aplikantów wszystkich korporacji (spowodowane to było pozytywnym wynikiem egzaminu dla 75% zdających na aplikację w 2009 roku z uwagi na niski poziom trudności egzaminu wstępnego). Ze zdziwieniem wręcz czytałem wpisy na portalu tychże aplikantów jak trudny był egzamin końcowy (wg. opinii piszących najtrudniejszy jaki był w ostatnich 15 latach), jak wyczerpujące kolokwia zmuszeni byli zaliczać w trakcie aplikacji itp.

Tak się składa, że od wielu lat jestem wykładowcą na aplikacji notarialnej i również w 2011 i 2012 roku byłem członkiem komisji egzaminacyjnej powołanej przez Ministra Sprawiedliwości. Z czystym sumieniem zatem mogę stwierdzić: egzamin w mojej ocenie był łatwiejszy niż przeprowadzony w 2011 roku, a jego wynik (gorszy niż w 2011r) spowodowany był po prostu niższym poziomem aplikantów (chociaż zdarzały się osoby o wręcz wybitnych umiejętnościach i poziomie wiedzy). Oczywistym jest dla mnie również, że jeśli ktokolwiek decyduje się na aplikację, to winien liczyć się z koniecznością zweryfikowania jego wiedzy nabytej podczas aplikacji w drodze kolokwiów. Na jakiejś bowiem podstawie aplikant powinien uzyskać zaświadczenie o ukończeniu aplikacji.

Aplikacja – co wreszcie liczne grono młodych prawników winno zrozumieć – nie polega na „wtłoczeniu" wiedzy, lecz ma udostępnić tę wiedzę tym, którzy pragną ją posiąść.

Miałem do czynienia z aplikantami, którzy na ostatnim roku aplikacji mieli trudności ze sformułowaniem odpowiedzi na podstawowe zagadnienia zawodowe, jak też miałem przyjemność prowadzić zajęcia dla aplikantów, którzy błyszczeli profesjonalizmem i doskonale sobie radzili w meandrach prawa. Jak zawsze zatem związane to jest z podejściem młodego człowieka do swojej przyszłości zawodowej – albo chcę się czegoś nauczyć i korzystam z doświadczenia wykładowców, albo też traktuję aplikację jako przedłużenie studiów i podchodzę o tego zagadnienia z dużym „luzem". Efekty było widać po wynikach egzaminu w 2012r. Nie można również tutaj pominąć trudnego tematu aplikacji pozaetatowej. Niewątpliwie, wprowadzenie tego rodzaju aplikacji w ogromny sposób utrudniło wielu młodym ludziom nabycie niezbędnej wiedzy i doświadczenia zawodowego. Nie można się nauczyć tak trudnego zawodu w sytuacji, gdy w kancelarii u swego patrona pojawia się 1 raz w tygodniu, co uwzględniając praktyki w sądzie i okres wakacyjny daje około 80 dni praktyk. Nie można opanować arkanów sztuki w tak krótkim okresie czasu. Nawet praktyki zawodowe w odniesieniu do najprostszych zawodów trwają dłużej. A tutaj nagle pojawia się pomysł umożliwienia wykonywania zawodu notariusza również takim osobom, bez odbycia asesury (tzw. notariusz na próbę). Notariusz „na próbę" który jednak nie będzie przygotowywał aktów notarialnych na „próbę", tylko od razu „na czysto". Do notariatu przeszedłem mając już 20 letnie doświadczenie zawodowe (sąd oraz kancelaria radcy prawnego). I nadal doskonale pamiętam problemy, z jakimi się borykałem, stress, poczucie odpowiedzialności za w pewnym sensie powierzony mi majątek stron czynności. Z pełnym przekonaniem mogę stwierdzić, że wprowadzenie instytucji „notariusza na próbę" mnożyć będzie błędy, których skutki widoczne będą być może dopiero za wiele lat. Mocno ryzykownym rozwiązaniem jest narażanie odbiorców „usług" notarialnych na takie ryzyko uzasadniając to potrzebą zapewnienia „miejsca" nadliczbowemu rocznikowi aplikantów z naboru 2009. Aby nie być tutaj gołosłownym zacytuję wprost wypowiedź Pana Ministra w przedmiocie aplikantów z naboru 2009: „(...)Nowe władze samorządu notarialnego mają świadomość, że zmiany są nieuniknione. Chociażby dlatego, że we wrześniu egzamin końcowy zdawać będzie najliczniejszy rocznik aplikantów – blisko 900 osób. Pytanie więc, co dalej z nimi? Nasze propozycje przewidują nie tylko asesurę warunkową, ale też zniesienie wymogu polskiego obywatelstwa dla notariuszy – to dostosowanie do dyrektyw UE."

Czy tylko dla zapewnienia sobie odpowiedzi na pytanie „co dalej z nimi ?" koniecznym jest podjęcie tak ryzykownego kroku ?

Jasne, notariusze podlegają obowiązkowemu ubezpieczeniu od odpowiedzialności cywilnej, tylko że jak każdy prawnik wie – jest to ubezpieczenie od odpowiedzialności cywilnej a nie od głupoty... Nadto, ubezpieczenie to posiada swoją górną granicę, a wartość czynności notarialnych już nie. Często bywa tak, że szkoda jaka może być poniesiona jest niewymierna finansowo i nie ma już możliwości przywrócenia stanu poprzedniego, a odszkodowanie nie zawsze wszystko załatwia.

Doskonale rozumiem, że młodzi, ambitni ludzie pragną wykonywać wymarzony zawód prawniczy. I chwała im za to. Wydaje mi się jednak, że Ministerstwo Sprawiedliwości nie zostało powołane po to, aby realizować aspiracje młodych prawników, lecz aby zapewnić sprawne i prawidłowe funkcjonowanie wszystkich instytucji prawa w naszym kraju. Nie można podporządkowywać rozwiązań systemowych w zakresie organizacji notariatu dla potrzeb „upchnięcia" nadspodziewanie licznej grupy egzaminowanych aplikantów. To trochę tak, jakbyśmy mając zbyt liczną grupę np. szewców wydali przepis, który nakładałby na producentów obuwia obowiązek produkowania butów niższej jakości, aby tym szewcom zapewnić pracę.

Pole dla korporacji prawniczych

Zdaję już sobie sprawę z tych głosów oburzenia internetowych komentatorów: sitwa, obrona własnych interesów, blokowanie zawodu itp. Jestem do tego przyzwyczajony. A każdy argument, że chodzić może naprawdę o zapewnienie spójności systemu i jego stabilności oraz pewności obrotu prawnego traktuje się jako nieprawdziwy. A może by jednak przyjąć do wiadomości, że ma dla mnie znaczenie, w jakim kraju żyję, że chciałbym być dumny z naszych osiągnięć w dziedzinie prawa, zastosowanych rozwiązań, stabilności systemu. Dlaczego nasi zachodni sąsiedzi potrafili to osiągnąć, a przecież tam droga dojścia do zawodu notariusza jest zdecydowanie trudniejsza. Może właśnie zależy mi, aby miał przekonanie, że idąc do kancelarii notarialnej spotkam tam prawdziwego profesjonalistę, że słuchając uzasadnienia wyroku usłyszę z ust sędziego mądre słowa a oddając swoją sprawę w ręce adwokata będę spokojny, że poprowadzi ją uczciwie i w pełni profesjonalnie...

Takie wydawałoby się oczywistości, a ciągle budzące zdziwienie... notariusz z 80 godzinną praktyką zawodową, sędzia któremu po prostu się nie chce składać zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa nawet w sytuacji, gdy w uzasadnieniu swojego wyroku stwierdza wprost, że świadek kłamie (czyżby lenistwo i wygodnictwo), adwokat który woli być „załatwiaczem" niż profesjonalnym pełnomocnikiem... Czy takiej codzienności w „prawnej" sferze naszego życia chcemy ? Czy tak już się przyzwyczailiśmy do wadliwego sposobu funkcjonowania, że wręcz uznajemy to za normę i boimy się tej prawdziwej normalności ? Obawiam się, że tak jest.

I tutaj właśnie kłania się to pole do pracy dla korporacji prawniczych. Naszym obowiązkiem jest zakotwienie w umysłach młodych ludzi, w gimnazjach, w liceach, tego właściwego modelu funkcjonowania państwa, roli instytucji prawa, wzajemnych relacji pomiędzy tymi instytucjami. Wykorzenienie utartych, często prymitywnych schematów, nauczenie szacunku dla prawa, państwa i jego instytucji. Skoro powołane do tego ministerstwo nie do końca czuje się w obowiązku to właśnie zrobić, spróbujmy podjąć się tej pracy. Trudnej, długotrwałej, żmudnej, ale przekonany jestem, że przynoszącej efekty w przyszłości. Może doczekamy jeszcze chwili, kiedy z dumą można będzie usłyszeć słowa – jestem sędzią Rzeczpospolitej, jestem notariuszem Rzeczpospolitej... Chciałbym je móc usłyszeć z ust obecnych gimnazjalistów. Ale to pewnie sfera raczej zarezerwowana dla pisarzy z gatunku s.f...

Michał Wieczorek, notariusz z Poznania

Z czystej ciekawości analizując wpisy internautów zamieszczane pod tekstami o deregulacji ogarnia mnie coraz większe zdumienie. I nie mówię tutaj o jakości pisowni, składni, sposobu wyrażania myśli, lecz o powszechnej opinii o adwokatach czy notariuszach.

Utarte stereotypy, sposób pojmowania określonych instytucji prawa, ogromna podatność na slogany czy ćwierćprawdy – taki jest powszechny ogląd zagadnień związanych z deregulacją zawodów prawniczych. I taki też jest odbiorca szumu medialnego wytwarzanego przez Ministerstwo Sprawiedliwości wokół tej sprawy. Bo przecież nie jest odbiorcą uzasadnień Ministerstwa radca prawny czy notariusz, który z absurdalności wielu podnoszonych argumentów doskonale zdaje sobie sprawę. Problem tylko jest taki, że zarówno adwokat czy notariusz nie posiadają instrumentu pozwalającego na obronę przed takim sposobem działania. Brak prawdziwie merytorycznej dyskusji, analizy argumentów, szafowanie chwytliwymi medialnie sloganami, to jest metoda „wprowadzania" prawa. Bo przecież co to za grupa notariusze... nawet razem z adwokatami... parę tysięcy ludzi... to ewentualnie tylko parę tysięcy głosów mniej, a ile głosów można zyskać ? Przecież przy urnie wyborczej (i dzięki Bogu) nie ma podziału na głosy tych, którzy rozumieją absurdalność uzasadnień Ministerstwa jak też tych, dla których każdy powód dzięki któremu można „przyszpilić" adwokatów czy notariuszy jest znakomity.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi