Mierzejewska: Sądy czasu nie liczą

Pani mecenas, proszę się streszczać, bo sąd za chwilę kończy pracę, a jeszcze jedna sprawa czeka. Taki komentarz nierzadko można usłyszeć na sali sądowej od sędziego, który sam nie szanuje czasu innych uczestników procesu – pisze adwokat Martyna Mierzejewska.

Publikacja: 19.03.2013 10:19

Red

W ostatnim czasie miałam zaszczyt po raz pierwszy występować przed Sądem Najwyższym. Już sam gmach sądu robi wrażenie, a tym samym wzbudza szacunek i poczucie powagi. Niestety, tylko budynek pozostawił po sobie pozytywne wrażenie... Kiedy przybyłam pod salę, dowiedziałam się, że moja sprawa nie zostanie rozpoznana o czasie. Z kilku minut opóźnienia zrobiło się ponad 100 minut zwłoki. Wprawdzie wchodząc na salę rozpraw, usłyszałam przeprosiny od przewodniczącego składu, i z grzeczności je przyjęłam, ale straconego czasu mi to nie zwróciło. Szczerze mówiąc, myślałam, że przed Sądem Najwyższym nie spotka mnie to, co zdarza się przed sądami powszechnymi na co dzień.

Proza życia

Od samego początku aplikacji uczyłam się cierpliwości, czekając pod salą sądową na wywołanie sprawy. Jednak kiedy przyodziałam adwokacką togę, wzrosła frustracja spowodowana niemocą, która z upływem czasu przerodziła się już tylko w zobojętnienie.

Po kilku latach praktyki wiem już, do którego sędziego nie muszę się spieszyć, bo sprawa na pewno nie rozpocznie się o czasie. To od sędziego zależy, czy dobrze rozplanuje swoją wokandę. Chociaż przyznam, iż z uwagi na coraz większą liczbę spraw nie jest to z pewnością łatwe zadanie. Jednak części sędziów się to udaje. Zatem nie jest to wyzwanie na miarę przebiegnięcia maratonu. Wystarczy tylko dobra organizacja pracy, trochę chęci oraz szacunku dla wszystkich uczestników procesu. W ten sposób na sali nie słyszałabym komentarza: „Pani mecenas, proszę się streszczać, bo sąd za chwilę kończy pracę, a jeszcze jedna sprawa czeka". Później to ja muszę się tłumaczyć przed klientem, dlaczego sąd nie pozwolił mu się swobodnie wypowiedzieć.

Podczas swojej praktyki zauważyłam, że największe opóźnienia zdarzają się w sądach rodzinnych. Kilka razy zdarzyło mi się czekać na wywołanie sprawy ponad dwie godziny. Tylko po to, aby się dowiedzieć, że nie stawili się ławnicy i sprawa dzisiaj się nie odbędzie.

Innym razem sąd zdecydował, że jest zbyt późno na prowadzenie sprawy. Albo wręcz odwrotnie, sąd chce procedować i sądzi nawet po godzinach urzędowania sądów, czyli po godz. 15.30. Wówczas pracuje nie tylko sąd orzekający, ale i protokolant, nierzadko ławnicy czy policjanci konwojujący aresztowanych. Tymczasem jest to nie tylko kwestia naruszenia zasady jawności procesu, prawa pracy, ale i dobrych obyczajów. I nikt się nie pyta adwokata, czy przypadkiem nie musi odebrać dziecka z przedszkola, które zamykane jest o godz. 17.

Minuta na sprawę

Częstą praktyką jest wyznaczanie w sprawach karnych odwoławczych lub wykonawczych kilkunastu spraw na jedną godzinę lub na każdą sprawę przeznaczenie jednej minuty: sprawa X na godz. 9, a sprawa Y na 9.01 itd. W takich sytuacjach, gdy pod salą czeka kilku obrońców, dobrym zwyczajem jest przepuszczanie adwokatów, którzy się spieszą, jako pierwszych. Jeśli oczywiście sąd wyrazi na to zgodę. I tu pojawia się kolejna kwestia: co ma zrobić adwokat, który na jeden dzień ma wyznaczonych kilka rozpraw. Wówczas stoi przed wyzwaniem ułożenia tzw. profesjonalnego planu działania. Plan wali się w chwili, kiedy jedna ze spraw się opóźni, i trzeba znaleźć substytuta, czyli aplikanta lub adwokata, który akurat spełni trzy niezbędne warunki: a) jest w tym czasie wolny i nigdzie się nie spieszy, b) jest w tym samym sądzie lub w jego pobliżu i zdąży dojechać na czas, c) zechce pomóc. Co czasem graniczy z niemożliwym. A kto na tym cierpi najbardziej – klient. Taki „zastępca z łapanki" nie będzie znał sprawy i na sali będzie bazować zazwyczaj na informacjach uzyskanych od klienta tuż pod salą (gorzej jeśli klienta nie ma) i na własnym doświadczeniu. W tym kontekście uważam, że adwokaci winni szczególnie dbać o kondycję fizyczną, aby móc bez kontuzji i zadyszki przemieszczać się pomiędzy rozprawami.

Innym rodzajem spraw, w których występuje nagminne opóźnienie, są sprawy tzw. aresztowe, kiedy oskarżeni są konwojowani na salę rozpraw. I to niezależnie, czy oskarżonych jest dwóch czy dziesięciu, obrońca może pod salą pojawić się po 20 minutach od godziny wyznaczonej na wokandzie.

Można by postawić tezę, że tylko na sprawach całodniowych adwokaci nie czekają. Nic bardziej mylnego: podczas takich posiedzeń sąd zazwyczaj przesłuchuje znaczną liczbę świadków. Problem pojawia się w sytuacji, gdy sąd wzywa świadków na różne godziny, a kilku z nich się nie stawi. Wówczas sąd zarządza przerwę do chwili pojawienia się kolejnego świadka. I tak adwokat może czekać w sądzie na świadka od godz. 9 do godz. 15. A czy nie można by wezwać wszystkich świadków na jedną godzinę? Częstą praktyką sądów jest również zarządzanie przerwy na kilka godzin, do czasu sprawdzenia przez policję całego budynku sądu, w sytuacji gdy w sądzie ogłaszany jest alarm bombowy. Czy nie lepszym rozwiązaniem byłoby odroczenie rozprawy na termin z urzędu? Co w sytuacji, gdy adwokat ma zaplanowane na ten dzień inne sprawy? Niestety rzadko sąd ma to na uwadze.

Dobra książka albo tablet

A jakie są sposoby adwokatów na zabicie nudy pod salą? To zależy: jedni czekają spokojnie, inni chodzą w tę i z powrotem, nerwowo spoglądając na zegarek, rozmawiają o sprawie z klientem lub „o pogodzie", gdy już temat sprawy został wyczerpany. Znaczna część, aby nie marnować czasu, czyta akta innej sprawy, uczy się języków obcych czy rozmawia przez telefon, najczęściej informując rozmówcę, że jest w sądzie i się spóźni, dlatego prosi o przesunięcie spotkania na późniejszą godzinę.

Na pewno nie zaszkodzi, aby każdy adwokat przed pójściem do sądu zaopatrzył się w dobrą książkę, najlepiej z dobrym humorem, wodę oraz kanapki. Z pomocą może przyjść jeszcze technika, czyli laptop lub tablet, na którym można popracować. Można też zastanowić się nad zmianą wynagrodzenia od klienta: z ryczałtu na stawki godzinowe. Wówczas to najbardziej jemu będzie zależało na punktualnym wywołaniu sprawy. Mój znajomy nie prawnik mówi, że praca adwokata polega głównie na czekaniu. Ja jednak wolałabym, aby adwokat był postrzegany bardziej jako rycerz, który niczego się nie boi z racji swojego walecznego serca. Tylko aby na koniec się nie okazało, że ten rycerz to Don Kichot.

CV

Martyna Mierzejewska – adwokat. Prowadzi kancelarię adwokacką w Słupsku

W ostatnim czasie miałam zaszczyt po raz pierwszy występować przed Sądem Najwyższym. Już sam gmach sądu robi wrażenie, a tym samym wzbudza szacunek i poczucie powagi. Niestety, tylko budynek pozostawił po sobie pozytywne wrażenie... Kiedy przybyłam pod salę, dowiedziałam się, że moja sprawa nie zostanie rozpoznana o czasie. Z kilku minut opóźnienia zrobiło się ponad 100 minut zwłoki. Wprawdzie wchodząc na salę rozpraw, usłyszałam przeprosiny od przewodniczącego składu, i z grzeczności je przyjęłam, ale straconego czasu mi to nie zwróciło. Szczerze mówiąc, myślałam, że przed Sądem Najwyższym nie spotka mnie to, co zdarza się przed sądami powszechnymi na co dzień.

Pozostało 89% artykułu
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Podatkowe łady i niełady. Bez katastrofy i bez komfortu"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Marcin J. Menkes: Ryzyka prawne transakcji ze spółkami strategicznymi