W Internecie zaroiło się od ciasteczkowych bannerów. To jednak nie nowa kampania reklamowa „Ulicy Sezamkowej". Tak autorzy stron spełniają swój nowy obowiązek. A to dopiero początek zmian, jakie idą do nas z Brukseli. A wszystko w trosce o nasze dane w Internecie. Pamiętacie, co działo się wokół ACTA? Środowiska internetowe są w pogotowiu. Czy szykuje się nam powtórka?
Przetwarzanie danych osobowych nie może być kosztowną drogą przez mękę
Ciasteczka, czyli cookies, to niewielkie pliki dające wielkie możliwości. Powstały, by ułatwić nam życie i dokładnie to robią. Ale jednocześnie zbierają informacje o naszych zachowaniach w sieci, które mogą być wykorzystywane bez naszej świadomości. I choć w żaden sposób nie zdradzają naszej tożsamości ani danych wrażliwych, to są cennym źródłem informacji o tym, co nas interesuje i co warto nam wyświetlić, podpowiedzieć, zareklamować. Od 22 marca właściciele serwisów zostali zobowiązani, by poinformować internautów o wykorzystaniu ciasteczek i o możliwości ich wyłączenia. Gdy to zrobimy, szybko poczujemy, że nam ich brakuje. Czy więc pełna prywatność w Internecie jest w ogóle możliwa? Jak zjeść ciasto i nadal je mieć?
Wiedzą wszystko
Niedawno na brukselskim rynku zrobiono ciekawy eksperyment. Wszystko sfilmowano i pokazano w Internecie, a film odbił się szerokim echem. Jego twórcy ustawili namiot, do którego zapraszano przypadkowych przechodniów. W namiocie siedział wszystkowiedzący wróżbita. Zupełnie za darmo zgadywał najróżniejsze szczegóły z życia „pacjentów". Trafiał bezbłędnie, czym budził szok i niedowierzanie. Dopiero na końcu dowiadujemy się, że za geniuszem wróżbity nie kryły się żadne pozaziemskie moce. Zamiast nich mamy kotarę kryjącą sztab przyklejonych do komputerów researcherów. Suflują oni „wróżbicie" wszystko, co znaleźli w Internecie na temat osoby złowionej do namiotu. Film obejrzało prawie 9 milionów osób. Każda z nich mogłaby być na miejscu bohaterów filmu. Mógłbym na nim być ja i każdy z was. Internet jest pełen informacji o nas, internautach. Co więcej – sami je tam dostarczamy.
Do sieci przenosimy się z zakupami, bankowością, tu utrzymujemy kontakt z przyjaciółmi na popularnych portalach społecznościowych. I zapominamy, że za każdym razem przekazujemy masę informacji na nasz temat. Co się z nimi później dzieje? Tym właśnie zajmujemy się w Parlamencie Europejskim. To temat bardzo gorący i brzemienny w skutki. Dotyka interesów internautów, wielkich firm, ale też małych przedsiębiorców. Emocji nie brakuje. Dlatego porównanie do ACTA zaczyna nabierać sensu.