Przyznam się, że jestem w kropce. Przeczytałem artykuł Marka Domagalskiego pod tytułem „Republika sędziów” i zmroziło mnie. Znam Pana Redaktora nie od dzisiaj i zawsze ceniłem jego teksty oraz pasję dziennikarską, nawet gdy diagnozy były nazbyt emocjonalne. Tym razem jednak głęboko nie zgadzam się z jego tezami. Spór oczywiście dotyczy sprawy wyroku Sądu Apelacyjnego w Warszawie, który uniewinnił Panią Sawicką, czym wywołał medialną burzę. Zanim podejmę polemikę, warto te kontrowersyjne tezy przypomnieć. Pan Redaktor wskazuje:
– „nie chciałbym, aby sędziowie zastępowali parlament, stanowili prawo, a zbyt często takie polityczne inklinacje można u nich dostrzec”.
– „poprawny wyrok jest zwykle tak klarowny dla ogółu (publiczności) i oczywisty jak to, że dwa razy dwa równa się cztery. Spotykamy wprawdzie ludzi, którzy w to wątpią, poszukują innej logiki, ale ci nie powinni być sędziami”. „Z takiej perspektywy sędzia w zasadzie nie ma władzy (jest ustami ustawy, sprawiedliwości), sędzia odkrywa narzucający się niemal naturalnie wyrok”.
Pan redaktor daje tu jeszcze banalny przykład: „zamówiłeś np. 1000 sztuk cegły po 1 zł za sztukę, odebrałeś, to płać 1000 zł plus ewentualnie odsetki za opóźnienie. Tak samo jest z łapówką”. Innych tez nie przytoczę, bo te powyżej są wystarczająco dosadne i kontrowersyjne.
System wiąże sędziego
Gdyby w sądach były tylko sprawy w typie „o tysiąc cegieł”, to postulowałbym zastąpienie sędziów automatami do wydawania wyroków. Pan Redaktor zna przecież sale sądowe od kuchni, więc chyba rozumie, jak drażni tak wybitnie nieadekwatny przykład. Chyba niestety nie chce zrozumieć różnicy pomiędzy procesami banalnymi a wyjątkowo skomplikowanymi, w których sedno nie dotyczy zapłaty za towar, ale fundamentów państwa prawa, które sąd musi realizować.