Prezes PiS udowadnia, że w polityce nie ma rzeczy niemożliwych. Nad Wisłą zrealizował się prawdziwy amerykański sen. Pierwszym obywatelem Polski został człowiek z nizin społecznych, o niejasnej przeszłości, który nie był częścią aparatu partyjnego, został wyciągnięty z kapelusza, a ponad 10 mln głosujących Polaków zdecydowało, że powinien zostać prezydentem Polski. Jarosław Kaczyński zagrał va banque i wygrał. Nie pierwszy raz.
Dekadę temu postawił na polityka trzeciego szeregu Andrzeja Dudę, którego Polacy dwukrotnie wybrali na głowę państwa. Mimo błędów, braku charyzmy, dokonań, a nawet działań niezgodnych z prawem, społeczeństwo zdecydowało, że „przypadkowy bohater” powinien przez dwie kadencje reprezentować Polskę w kraju i na świecie. Podobny model nie sprawdził się z Pawłem Kukizem, Szymonem Hołownią, Stanisławem Tymińskim, ale udał się z Dudą. Przez dwie kadencje cieszył się wysokim poparciem społecznym i zaufaniem. Kaczyński potrafi skroić kandydata pod naród. A przecież według prezesa jedynym właściwym prezydentem Polski był Lech Kaczyński. Tu jednak wybór odbywał się według zupełnie innych zasad.