O tyle w tym przypadku groźne, że dotyczy sfery bardzo delikatnej – zdrowia i życia Polaków.
Już gołym okiem widać, że kontrowersyjny program dotyczący sprawy bardzo poważnej został przygotowany nie tylko bez regulacji ustawowej, ale nawet bez należytej analizy.
Rząd w imię piarowskich celów rzuca z budżetu 50 mln zł, które mają być wydane w pół roku. Tymczasem niejasne kryteria przyznawania refundacji, odpowiedzialności, losów pobranych zarodków – wszystko to sprawia, że w program boją się zaangażować nawet kliniki in vitro, które miały przecież na tym zarobić.
O celu nadrzędnym programu – jakim miało być zwiększenie liczby narodzin w Polsce – nawet nie warto wspominać. Demografowie śmieją się w głos.
A najbardziej ponure w całej historii jest to, że rządowy program wprowadzany jest w okresie chyba największej zapaści służby zdrowia, kiedy właśnie przez permanentny brak pieniędzy w budżecie i złe zarządzanie tysiące śmiertelnie chorych Polaków zostało wyrzuconych poza nawias ustawy refundacyjnej. W czasach gdy centra onkologiczne z braku pieniędzy odsyłają śmiertelnie chorych bez pomocy do domu, państwo lekką ręką wydaje na kontrowersyjny, nieprzygotowany program in vitro dziesiątki milionów złotych.