Minister Barbara Kudrycka ogłosiła niedawno plan obowiązkowego wprowadzenia na polskich uczelniach programu antyplagiatowego. Działanie to powinno przyczynić się do wyrugowania nieuczciwych autorów oraz do polepszenia jakości polskiej nauki. Choć jest to kroczek w dobrym kierunku, pierwszy cel może zostać osiągnięty co najwyżej w niewielkim stopniu. Drugi z pewnością osiągnięty nie zostanie.
Nie jest tajemnicą, że przejmowanie cudzego tekstu we własnych pracach naukowych jest u nas częstą praktyką. Stanowi ona po części pokłosie braku starań uczelni wyższych o wyrobienie szacunku dla wysiłku intelektualnego innych osób oraz bagatelizowania tego rodzaju przypadków. Szczęśliwie sytuacja ta wydaje się stopniowo zmieniać. Inicjatywa pani minister jest chyba jednym z pierwszych systemowych działań w tym kierunku.
Plagiat uzupełnia zresztą całą gamę różnych innych pokrewnych zjawisk o charakterze patologicznym. Uświęcone tradycją wieloletniego stosowania przyjęły się one na naszych uczelniach. Należy do nich choćby – opacznie rozumiane jako grzecznościowe – dopisywanie osoby jako „honorowego" autora czy sytuacja zupełnie odwrotna: pomijanie w gronie autorów twórców o mniejszej randze, ewentualnie kwitowanie ich uczestnictwa w powstaniu utworu przypisem wyrażającym podziękowanie za zebranie materiałów. Inną kategorią rażącego naukowego oszustwa, mieszczącego się w ramach plagiatu, jest zakupienie gotowej pracy naukowej w celu przedłożenia jej jako własnej.
Bez wątpienia plagiat w swojej klasycznej postaci, polegającej na nieoznaczaniu przejętego tekstu, jest bolączką największą. Niestety, istnieją postaci plagiatu, które pozostają poza zasięgiem rodzimych programów antyplagiatowych. Te ostatnie bowiem dokonują co do zasady porównań zbieżnych fragmentów tekstu, szukają zatem plagiatów popularnie zwanych „nożyczkowymi", które polegają na prostym zawłaszczeniu cudzego tekstu.
Z tej przyczyny wykorzystanie takich programów nie gwarantuje wykrycia wszystkich nadużyć. Co najwyżej umożliwi zidentyfikowanie tych najmniej finezyjnych. Można bowiem śmiało założyć, że świadomi zwiększonych możliwości uczelni plagiatorzy będą dokonywali coraz częściej manipulacji w zapożyczonym tekście, aby w ten sposób uniknąć wykrycia kalki. Istnieją wreszcie dużo bardziej skomplikowane postaci plagiatu, w którym przejęciu ulega wiele elementów tworzących cały konstrukt myślowy cudzej pracy – tematyka, struktura, poszczególne wątki i ich konkluzje. Wykrycie takiej manipulacji również uzasadniałoby twierdzenie o braku samodzielności pracy.