"Rz": NFZ boryka się z malejącymi wpływami ze składki zdrowotnej, a więc z zapłatą za nadwykonania, czyli usługi wykonane ponad limit przewidziany w umowie, będzie w tym roku ciężko. Same szpitale na Mazowszu wygenerowały 400 mln zł nadwykonań za 2013 r.
Marek Balicki:
Odpowiedzialność za tę sytuację ponosi rząd i malejące wpływy ze składki zdrowotnej go nie usprawiedliwiają. W żadnej działalności za wykonaną pracę nie można nie płacić. A w działalności leczniczej właśnie mamy taką sytuację. Co więcej, państwo nakłada na szpitale obowiązek przyjmowania pacjentów w stanie zagrożenia zdrowia i życia, a później im za to nie płaci. To jest gorsze niż prawo dżungli.
Mazowiecki oddział NFZ obwieścił kilka dni temu, że zapłaci częściowo za 2012 r. i rozdzieli pomiędzy szpitale tylko 60 mln zł. To chyba kropla w morzu wobec 400 mln zł.
Mój szpital ma akurat stosunkowo niewielkie nadwykonania za 2012 r., ale za to za pierwsze półrocze 2013 r. NFZ jest już nam winny 3 mln zł. Aż 80 proc. tej sumy to wartość świadczeń ratujących ludziom życie i zdrowie. Chodzi o zapłatę za pacjentów, którzy trafili do nas na szpitalny oddział ratunkowy i którym nie mogliśmy odmówić przyjęcia. Przecież ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej wyraźnie mówi, że szpital nie może odmówić pomocy człowiekowi, którego życie lub zdrowie jest zagrożone. Bo art. 19 wskazuje, że w stanach nagłych trzeba pomocy udzielić niezwłocznie. Państwo nie może odmawiać płacenia za leczenie tych pacjentów. To burzy porządek społeczny.