Kamińska: Niewinna Temida i ministerialni nadzorcy

Od lat trwa spór o to, czy konieczne jest sprawowanie nadzoru nad sądami przez ministra sprawiedliwości, a jeżeli tak – to w jakim zakresie - zastanawia się sędzia Irena Kamińska.

Publikacja: 16.10.2013 11:47

Red

Spór ten został na pozór rozstrzygnięty wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 15 stycznia 2009 r. (sygn. K45/07) na korzyść ministra, ale mamy jego kolejną odsłonę związaną z uchwałą Sądu Najwyższego z 17 lipca 2013 r. Uchwała podjęta w składzie siedmiu sędziów SN dotyczy decyzji o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe. W jej uzasadnieniu stwierdzono m.in., że przedstawiony wcześniej opis rozmiaru nieprawidłowości w działaniu ministra sprawiedliwości uzupełnia stwierdzenie, iż wiele decyzji o przeniesieniu sędziów, podjął nie minister sprawiedliwości, lecz – działający z jego upoważnienia – podsekretarz stanu.

Pomyślałam naiwnie, że wysiłki urzędników ministerstwa i samego ministra, po zapoznaniu się z tym uzasadnieniem zmierzają do jak najszybszego doręczenia sędziom, którzy byli przeniesieni przez podsekretarza stanu, decyzji wydanych przez właściwy organ. Zgodnie z przywołaną uchwałą, decyzja – jeżeli jest zgodna z prawem wywołuje skutek od chwili doręczenia jej sędziemu. Uwolniłoby to sędziów , których opisany problem dotyczy, od dylematu, czy w najbliższym czasie wyjść na salę rozpraw, czy też nie. Wyroki wydane przed podjęciem uchwały można bowiem spróbować ratować, z wydanymi po jej podjęciu będzie już dużo trudniej.

Nie wiem, co zamierza minister sprawiedliwości, ale aktywność jego urzędników zmierza w całkiem innym kierunku. Zdaje się, że postanowili oni przymusić sędziów do zignorowania uchwały SN. Dyrektor Departamentu Sądów w piśmie z 9 października przesłał prezesom sądów stanowisko „Ministerstwa Sprawiedliwości" co do wskazanej wyżej uchwały, w którym stwierdzono, że w ocenie ministerstwa kwestionowane przez Sąd Najwyższy decyzje wydane zostały prawidłowo.

Wiceminister Wojciech Hajduk w rozmowie „Rz" z 8 października 2013 r. dezawuuje treść uchwały SN, powołując się na uchwałę wcześniejszą, o której SN wyraźnie powiedział, że dotyczyła tylko delegowania sędziego za jego zgodą.

Sąd Najwyższy jest organem władzy sądowniczej powołanym do sprawowania sprawiedliwości m.in. przez zapewnienie w ramach nadzoru zgodności z prawem oraz jednolitości orzecznictwa sądów powszechnych i wojskowych. Zgodnie z Konstytucją to Sąd Najwyższy (a nie minister sprawiedliwości) sprawuje nadzór nad działalnością sądów powszechnych i wojskowych w zakresie orzekania. Podważanie znaczenia orzeczeń SN przez władzę wykonawczą godzi w podstawy ustrojowe państwa prawa i jest arogancją ze strony władzy wykonawczej. Władza wykonawcza od lat stosuje technikę stawiania władzy sądowniczej przed faktami dokonanymi. Przekonanie, że zarówno Trybunał Konstytucyjny, jak i Sąd Najwyższy dla „wspólnego dobra" działania takie zaakceptują, niestety zbyt często okazywało się uzasadnione. Jak widać, jednak nie rodzi to po stronie ministra sprawiedliwości troski o większy legalizm w działaniu, a wręcz przeciwnie – upewnia go o braku odpowiedzialności.

Czarę goryczy przepełnia pismo, jakie otrzymali prezesi sądów apelacyjnych 9 października, podpisane przez dyrektora departamentu. Przekazano w nim trzy polecenia: podanie do godz. 15 informacji, czy w podległych sądach zdarzały się wypadki powstrzymywania się od orzekania przez sędziów wadliwie przeniesionych, podanie 10 października do godz. 12, czy w sądach tych doszło do uchylenia orzeczenia sądu I instancji z powodu orzekania przez sędziego nieprawidłowo przeniesionego (z podaniem nazwy sądu i sygnatury akt), a ponadto prezesi mają obowiązek bieżącego monitorowania przypadków powstrzymywania się od orzekania i niezwłocznego poinformowania o tym ministra sprawiedliwości.

Mam nadzieję, że prezesom sądów przypomni się w tym momencie dyskusja nad pozycją prezesa sądu i jego zależnością od władzy wykonawczej, jaka przetoczyła się przez państwo prawa przy okazji rozmów telefonicznych prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku. Wszyscy politycy, od prawa do lewa, podkreślali wówczas, że prezes sądu jest sędzią niezawisłym i niezależnym od władzy wykonawczej. Obowiązek donoszenia (rozumiem, że codziennego, skoro chodzi o niezwłoczne poinformowanie) o tym, czy ktoś powstrzymał się od orzekania lub ośmielił się uchylić wyrok z powodu niewłaściwego składu sądu, wykracza poza obowiązki ciążące na prezesie sądu wynikające z art. 8 pkt 2 ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych. Można to natomiast potraktować jako próbę zastraszenia sędziów, a z pewnością jest to ingerencja władzy wykonawczej w sferę orzeczniczą, a więc objętą niezawisłością sędziowską.

Nic nie stało na przeszkodzie, aby minister sprawiedliwości osobiście podpisał wszystkie decyzje o przeniesieniu sędziów. Ale to, co się stało, jest dowodem na to, że władza wykonawcza lekceważy podstawowe standardy prawne, które powinny obowiązywać w państwie prawnym, i lekceważy władzę sądowniczą. Trudno przewidzieć, jakie będą skutki tej uchwały. Ale jej interpretacja i praktyczne stosowanie jest decyzją każdego indywidualnego sędziego, a nie ministra czy prezesa sądu. Nadużywamy często słowa „niezawisłość", upatrując jej tam, gdzie chodzi o coś zupełnie innego. Brońmy zatem niezawisłości tam, gdzie jest ona naprawdę zagrożona.

Autorka jest sędzią, prezesem Stowarzyszenia Sędziów Themis

Spór ten został na pozór rozstrzygnięty wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego z 15 stycznia 2009 r. (sygn. K45/07) na korzyść ministra, ale mamy jego kolejną odsłonę związaną z uchwałą Sądu Najwyższego z 17 lipca 2013 r. Uchwała podjęta w składzie siedmiu sędziów SN dotyczy decyzji o przeniesieniu sędziego na inne miejsce służbowe. W jej uzasadnieniu stwierdzono m.in., że przedstawiony wcześniej opis rozmiaru nieprawidłowości w działaniu ministra sprawiedliwości uzupełnia stwierdzenie, iż wiele decyzji o przeniesieniu sędziów, podjął nie minister sprawiedliwości, lecz – działający z jego upoważnienia – podsekretarz stanu.

Pozostało 88% artykułu
Opinie Prawne
Mirosław Wróblewski: Ochrona prywatności i danych osobowych jako prawo człowieka
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Święczkowski nie zmieni TK, ale będzie bardziej subtelny niż Przyłębska
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Biznes umie liczyć, niech liczy na siebie
Opinie Prawne
Michał Romanowski: Opcja zerowa wobec neosędziów to początek końca wartości
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Komisja Wenecka broni sędziów Trybunału Konstytucyjnego