W Strasburgu Wprost wygra - Grzegorz R. Bajorek o swobodzie wypowiedzi dziennikarskiej

Swoboda wypowiedzi dziennikarskiej w myśl europejskich standardów obejmuje także posłużenie się nagraniami rozmów polityków nawet bez ich wiedzy i zgody – pisze prawnik Grzegorz Roch Bajorek.

Aktualizacja: 09.07.2014 02:12 Publikacja: 08.07.2014 18:59

Grzegorz Roch Bajorek

Grzegorz Roch Bajorek

Foto: materiały prasowe

Red

Ochrona tożsamości źródła informacji w takim wypadku jest zaś nie tylko prawem, ale także obowiązkiem mediów.

W związku z ujawnieniem w ostatnim czasie przez tygodnik „Wprost" taśm z zarejestrowanymi rozmowami funkcjonariuszy publicznych piastujących wysokie stanowiska państwowe, w środowisku dziennikarskim (i nie tylko) trwa dyskusja nad legalnością oraz etycznością opublikowania wspomnianych podsłuchów. Ze strony polskich polityków spotyka się wypowiedzi sugerujące nawet pociągnięcie kierownictwa gazety do odpowiedzialności karnej. Wobec panującej rozbieżności opinii warto zwrócić uwagę na to, jakie w tej materii panują standardy europejskie. Czy tygodnik „Wprost" w swoich działaniach przekroczył przysługującą mu swobodę wypowiedzi, czy też nie? Odpowiedź na to pytanie można uzyskać, analizując bogate orzecznictwo strasburskie, czyli precedensowe wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dookreślające art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka (wolność słowa).

Radio Twist

Pierwszy zarzut stawiany gazecie „Wprost" jest taki, że uzyskała ona treści rozmów w sposób nielegalny. Jednak wypada przypomnieć, że w przeszłości skorzystanie z podsłuchów przez dziennikarzy nie przeszkadzało ETPCz w uznaniu za niekonieczne w demokratycznym społeczeństwie ukaranie mediów. W sprawie Radio Twist A.C. przeciwko Słowacji, 2006, skarżący – stacja radiowa wyemitowała nagranie prywatnej rozmowy polityków: wiceministra i sekretarza stanu ówczesnego rządu Słowacji. Słowackie sądy ukarały za to stację wysoką grzywną, uznając, że upublicznione nagranie zdobyte zostało nielegalnie.

Jednakże Trybunał w Strasburgu uznał jednogłośnie taką karę za naruszającą konwencję. Zarejestrowana rozmowa nie była prywatna, dotyczyła kwestii istotnej dla interesu publicznego. Dziennikarzom nie można było udowodnić – uznał Trybunał – że to oni dokonali nagrania lub w jakikolwiek inny sposób złamali prawo. Informacje zaś upublicznione na antenie nie były nieprawdziwe. I najważniejsze: Trybunał nie został przekonany przez władze kraju pozwanego, że sama okoliczność, iż nagranie zostało przez stronę trzecią dokonane z naruszeniem prawa, pozbawia skarżących ochrony wynikającej z art. 10.

Podkreślić trzeba, że podobną liberalizację w kwestii traktowania nagrania zarejestrowanego bez wiedzy i zgody rozmówcy można zauważyć w polskim wymiarze sprawiedliwości. W wyroku z 30 stycznia 2014 r. (sygn. IV CSK 257/13) Sąd Najwyższy stanął na stanowisku, że dopuszczalne są dowody w postaci nagrań zarejestrowanych przez osoby, które występują w charakterze stron procesu (tj. powoda i pozwanego). W razie przedstawienia nagrania przez powoda (pacjenta) nie dochodzi do naruszenia dobra osobistego pozwanego (lekarza).

„Sunday Times"

Drugi zarzut, jaki stawiany jest tygodnikowi, dotyczy rzekomego naruszenia ważnych interesów państwa, zwłaszcza jego bezpieczeństwa, poprzez opublikowanie poufnych rozmów urzędników najwyższego szczebla. Krytycy „Wprost" zapominają jednak, że prasa (media) ma nie tylko prawo, ale także obowiązek przekazywania informacji opinii publicznej (teza z wyroku sprzed ponad 30 lat – i wciąż aktualnego! – „Sunday Times" i inni przeciwko Wielkiej Brytanii, 1979). Zgodnie z konsekwentną linią orzecznictwa ETPCz w demokratycznym społeczeństwie prasa odgrywa rolę public watchdog, publicznego obserwatora patrzącego władzy na ręce i alarmującego opinię publiczną o możliwych zagrożeniach. W przeszłości Trybunał strasburski, uwzględniając witalną rolę czwartej władzy, zezwalał na publikację w mediach pamiętników byłego szpiega („Observer" i „Guardian" przeciwko Wielkiej Brytanii, 1991) lub też na posłużenie się przez dziennikarzy poufnymi materiałami (Fressoz I Roire przeciwko Francji, 1999). Trudno więc przypuszczać, że w wypadku „taśm Belki" sędziowie strasburscy uznaliby ukaranie dziennikarzy za zgodne z konwencją.

Trzeci wreszcie zarzut stawiany redakcji „Wprost" związany jest z nieposłuszeństwem kierownictwa wobec decyzji prokuratorskiej nakazującej udostępnienie nośników pozwalających zidentyfikować potencjalne źródło przecieku. W tym miejscu z całą mocą chcę podkreślić, że najście na redakcję i siłowe przeszukanie jej pomieszczeń przez służby mundurowe nie dają się w żaden sposób obronić, biorąc pod uwagę precedensowe wyroki ETPCz w podobnych sprawach zapadłe w ciągu wielu lat! Już bowiem w sprawie Goodwin przeciwko Wielkiej Brytanii, 1996 Europejski Trybunał jasno stwierdził, że ochrona dziennikarskich źródeł stanowi jeden z podstawowych warunków wolności prasy. Przyznając rację skarżącemu w tej sprawie, sędziowie strasburscy stwierdzili wprawdzie, że dziennikarza można wyjątkowo zmusić do ujawnienia tożsamości informatora, gdy przemawia za tym szczególnie ważny, nadrzędny interes publiczny. Dotychczas jednak zawsze (!) w razie zakusów władzy polegających na presji lub bezpośrednich działaniach zmierzających do ujawnienia informatora ETPCz dopatrywał się naruszenia wolności mediów. Tak było m.in. w sprawach: Roemen i Schmit przeciwko Luksemburgowi, 2003 (przeszukanie domu i miejsca pracy dziennikarza, a także biura prawnika Trybunał uznał za nieproporcjonalne); „Financial Times" i inni przeciwko Wielkiej Brytanii, 2009 (zbyt daleko idące żądanie sądu polegające na poleceniu ujawnienia źródła informacji o planowanej operacji finansowej, o której publikacja dziennika spowodowała wymierne straty u osoby prawnej w postaci spadku kursu akcji); Sanoma i inni przeciwko Holandii, 2009 [Wielka Izba] (zajęcie przez policję dla dobra prowadzonego śledztwa w poważnej sprawie karnej materiałów redakcyjnych mogących prowadzić do identyfikacji źródła dziennikarskiego), a w ostatnich czasach takie powtarzalne sprawy, jak Ressiot i inni przeciwko Francji, 2012; Telegraaf Media i inni przeciwko Holandii, 2012; Saint Paul Luxembourg SA przeciwko Luksemburgowi, 2013 ; Nagla przeciwko Łotwie, 2013.

„Financial Times" i inni

Należy podkreślić przy tym interesujące tezy zawarte we wspomnianych orzeczeniach: w sprawie „Financial Times" Trybunał orzekł, że sama zła wiara i działanie źródła informacji nie może być nigdy decydującym czynnikiem podczas oceny konieczności jego ujawnienia. W sprawach Sanoma i Telegraaf Media działania funkcjonariuszy, zdaniem Trybunału, łamały konwencję, gdyż brak było wystarczającego nadzoru niezależnego organu (np. sędziego), który mógłby je udaremnić lub wstrzymać. Z kolei w sprawie Nagla ETPCz dodatkowo zawyrokował, że chroni się nie tylko tradycyjne źródła informacji dziennikarskiej.

Wszystkie te decyzje na korzyść dziennikarzy nie mogą dziwić w świetle rezolucji Parlamentu Europejskiego o poufności dziennikarskich źródeł informacji z 18 stycznia 1994 r. oraz rekomendacji Komitetu Rady Ministrów Rady Europy dotyczącej prawa dziennikarzy do nieujawniania źródeł informacji z 9 marca 2000 r.

Zwolennikom kagańca

Na koniec uwaga osobistej natury: śledząc wypowiedzi niektórych polityków i prawników w sprawie kontrowersyjnych nagrań, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że część komentatorów albo nie zna, albo celowo ignoruje dorobek orzeczniczy Trybunału w Strasburgu. Przypomnę więc, że standardom wynikającym z jego wyroków obowiązane są podporządkować się także polskie władze, z krajowymi sądami na czele. Zwolennikom nałożenia kagańca wścibskim mediom zacytuję fragment z wyroku ETPCz (na korzyść skarżących) w sprawie Tarsasag a Szabadsagjogokert przeciwko Węgrom, 2009: „Trybunał jest zdania, że byłoby fatalne dla swobody wypowiedzi w sferze polityki, gdyby osoby publiczne mogły cenzurować prasę i debatę publiczną w imię własnych praw osobistych, zarzucając, że ich opinie w kwestiach publicznych są związane z ich osobą, i dlatego konstytuują prywatne dane, które nie mogą być ujawnione bez pozwolenia".

W obliczu tego orzeczenia zarzuty polityków i części środowiska dziennikarskiego wobec redakcji „Wprost" o użycie niewłaściwych metod są nieuprawnione. Nagrane strony powinny mieć bowiem pretensję – jako osoby publiczne podlegające szerszej niż zwykły obywatel krytyce – tylko do siebie.

Autor jest adiunktem na Uczelni Techniczno-Handlowej im H. Chodkowskiej w Warszawie, specjalistą w zakresie prawa do swobodnej wypowiedzi i ochrony dóbr osobistych

Ochrona tożsamości źródła informacji w takim wypadku jest zaś nie tylko prawem, ale także obowiązkiem mediów.

W związku z ujawnieniem w ostatnim czasie przez tygodnik „Wprost" taśm z zarejestrowanymi rozmowami funkcjonariuszy publicznych piastujących wysokie stanowiska państwowe, w środowisku dziennikarskim (i nie tylko) trwa dyskusja nad legalnością oraz etycznością opublikowania wspomnianych podsłuchów. Ze strony polskich polityków spotyka się wypowiedzi sugerujące nawet pociągnięcie kierownictwa gazety do odpowiedzialności karnej. Wobec panującej rozbieżności opinii warto zwrócić uwagę na to, jakie w tej materii panują standardy europejskie. Czy tygodnik „Wprost" w swoich działaniach przekroczył przysługującą mu swobodę wypowiedzi, czy też nie? Odpowiedź na to pytanie można uzyskać, analizując bogate orzecznictwo strasburskie, czyli precedensowe wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dookreślające art. 10 europejskiej konwencji praw człowieka (wolność słowa).

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Opinie Prawne
Wojciech Hermeliński: Kto ostatni w kolejce do głosowania?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Ostrzejszy kodeks karny nie zapewni bezpieczeństwa lekarzom
Opinie Prawne
Paulina Szewioła: Pomysły resortu rodziny nie pokrywają się z oczekiwaniami firm
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Długi weekend konstytucyjny
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Konstytucja 3 maja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku