Fakt, zespoły nie cieszą się dużą popularnością. Obecnie jest ich w kraju 21, a zrzeszają 104 adwokatów. Z reguły starszych, którym nie odpowiadają nowoczesne formy prowadzenia działalności adwokackiej w formie kancelarii indywidualnych, lub spółek. Zdaniem Ministerstwa Sprawiedliwości zespół adwokacki to przestarzała forma wykonywania zawodu adwokata. Nie podaje jednak na czym ta przestarzałość polega, uznając, że chwytliwy zarzut "przestarzałość" zastąpi argumenty, tak jakby zespół adwokacki był maszyną do pisania, którą należy zastąpić nowszymi zdobyczami techniki.

Pozwolę sobie na zdanie odrębne. Sam co prawda nie byłem nigdy członkiem zespołu, ale aplikację adwokacką odbywałem w jednym z warszawskich zespołów adwokackich. Przez kilka lat miałem więc możność szczegółowego przyglądania się pracy adwokatów w ramach zespołu adwokackiego. Podobnie jaki ich koledzy z kancelarii indywidualnych czy spółek, członkowie zespołu posługiwali się nowoczesną techniką biurową, prawniczymi programami komputerowymi. Zespoły z reguły mają dobre warunki lokalowe, położone są w uczęszczanych częściach miast. Członkami zespołów są adwokaci o różnych specjalnościach, co daje możliwość lepszego dopasowania potrzeb danego klienta do konkretnego adwokata. W razie nagłej potrzeby, choroby, czy kolizji terminów łatwo jest zapewnić zastępstwo na rozprawie. Adwokat nie musi się także przejmować sprawami biurowymi, księgowymi itp. wszelkie rozliczenia i formalności załatwia w imieniu zespołu jego kierownik. Okoliczność to ważna, gdyż nie każdy dobry adwokat z równym zapałem zajmuje się biurową stroną swojej działalności. Część kolegów po prostu nie ma do tego głowy. Z drugiej strony adwokat prowadzi samodzielnie i na własną odpowiedzialność swoje sprawy sądowe i nikt z pozostałych członków zespołu nie może w nie ingerować.

Owszem, można powiedzieć, że podobne warunki adwokaci mogą mieć w tych, czy owych spółkach. Różnice są jednak istotne. Zespoły istnieją od dziesięcioleci, skupiają dobrze sobie znanych adwokatów, i wykształciły instytucjonalne i formalne reguły swojego działania. Tymczasem spółki są z reguły efemerydami. Bardzo mało jest spółek większych niż 2-3 osobowe. Bardzo trudno więc w nich oddzielić wykonywanie zawodu od pilnowania spraw papierkowych. Owszem, można je przekazać w ręce wspólnika zarządzającego, ale to wymaga ogromnego zaufania, które nie zawsze procentuje. Wiele napięć powoduje też prowadzenie spraw sądowych i nie zawsze wspólnicy powstrzymują się od zgłaszania uwag do spraw prowadzonych przez wspólnika. Wszystko to powoduje rozmaite spory pomiędzy wspólnikami, których nie ma w zespołach adwokackich.

W tej sytuacji wcale mnie nie dziwi, że istnieje spora grupa adwokatów, bo 104 to jednak nie mało, którzy wciąż, uparcie działają w zespołach adwokackich. Dlaczego więc Ministerstwo Sprawiedliwości chce ich na siłę uszczęśliwiać, likwidując zespoły, i każąc im otwierać indywidualne kancelarie? Czy rzeczywiście chodzi o jakieś, bliżej nie znane, korzyści dla adwokatów i klientów, czy też raczej, co podejrzewam, o jakąś ideologiczną niechęć do pachnącej socjalizmem formy wykonywania adwokackiej profesji? Owszem, za PRL-u była to forma obowiązkowa wykonywania zawodu. Można było do niej nabrać niechęci. Ale PRL skończył się 25 lat temu i od tego czasu adwokaci mogli sprawę po wielokroć przemyśleć i bez Ministerstwa ocenić, że wygodniej im działać w zespołach, czy nie. A tu Ministerstwo postanowiło odebrać adwokatom możliwość wyboru i zlikwidować zespoły. Powiem szczerze, że tego typu brutalna ingerencja w adwokacką profesję, podszyta poczuciem wyższości: "my wiemy lepiej, co jest dla was dobre" bardziej pasuje do poprzedniej epoki niż obecnej, gdzie jak by się wydawało rozwiązania prawne robi się dla ludzi, a nie ludzi pozbawia się form prawnych do których przywykli i które wcale nie są gorsze od dominujących.