Termin „demokracja walcząca" (ang. militant democracy, niem. Streitbare demokratie) został stworzony w 1937 r. przez amerykańskiego politologa i uchodźcę z nazistowskich Niemiec Karla Loewensteina. Loewenstein (mając w pamięci sposób dojścia do władzy Hitlera wykorzystującego słabość Republiki Weimarskiej) podkreślał, że „demokracja nie może stać się koniem trojańskim, dzięki któremu wróg wkracza do miasta".
Jego myśl odcisnęła piętno nie tylko na konstytucyjnym systemie powojennych Niemiec, ale także na wyborach innych państw powojennej Europy i organizacji chroniących prawa człowieka (np. art. 17 europejskiej konwencji o ochronie praw człowieka i podstawowych wolności podkreśla, że żadne z jej postanowień nie może być wykorzystane do „podjęcia działań lub dokonania aktu zmierzającego do zniweczenia praw i wolności chronionych przez Konwencję"). Pomne tragicznej historii państwa uznały za wskazane działać prewencyjnie i antycypacyjnie, bronić swoich systemów demokratycznych przed zamachami i atakami od wewnątrz, zamiast czekać, aż system zostanie rozmontowany przez siły mu wrogie przy użyciu mechanizmów demokratycznych.
To nie wyjątek, lecz część
Należy podkreślić, że gdy demokracja walczy ze swoimi przeciwnikami, nie sięga po instrumenty pozaprawne, nie wychodzi na zewnątrz systemu, ale wykorzystuje możliwości i opcje, które należą do systemu demokratycznego i z którego państwo ma obowiązek korzystać. Demokracja walcząca nie jest więc wyjątkiem od demokracji, ale jej integralnym elementem. Kierując ostrze przeciwko osobom lub grupom jej wrogim, wzmacnia system demokratyczny, a nie osłabia go. Jest oczywiste, że każdy akt wykluczenia z dyskursu publicznego (czy to osób, grup czy poglądów przez nie głoszonych) z powołaniem się na konieczność ochrony pewnych wartości uznanych za podstawowe dla systemu, stawia na porządku dziennym wiele problemów i pytań. Dotyczą one jednak raczej sfery stosowania i interpretacji prawa w konkretnym przypadku, a nie podważają samej zasady, że system demokratyczny musi być w stanie bronić się przed swoimi wrogami.
System demokratyczny musi być tak skonstruowany, aby się obronić przed atakami na swoją istotę, a nie tylko zapewniać swobodny głos przy wyborach. Nie można wykorzystywać konstytucji (np. z wolności słowa czy zgromadzeń) do niweczenia praw i wolności, które ona sama gwarantuje. Działanie nakierowane na niszczenie konstytucji i jej fundamentów legitymizuje wówczas działania obronne państwa, które ingeruje w sferę „wolności" osób czy grup, które tak działają.
Akceptacja demokracji walczącej stawia jednak wiele trudnych pytań. Jak zapewnić, że obecna większość nie wykorzysta demokracji walczącej do bieżącej walki politycznej? I gdzie przebiega granica między dopuszczalną samoobroną systemu przed atakami jego wrogów a eliminowaniem przeciwników politycznych? Jak wytyczyć granicę dopuszczalnego działania w celu zmiany systemu konstytucyjnego państwa a niedopuszczalnym niweczeniem jego podstaw i która z propagowanych zmian jest na tyle niebezpieczna, że zagraża podstawom państwa i systemu konstytucyjnego? Co z partiami, które krytykując system i szermując hasłami niedemokratycznymi, działają jednak w jego obrębie? A co z partiami, które swoją krytykę i potrzebę zmian chcą demonstrować za pomocą siły i przemocy? Czy te pierwsze powinny być akceptowane jako radykalne, a drugie delegalizowane jako ekstremistyczne? Udzielając odpowiedzi, zawsze decydujące znaczenie musi mieć sytuacja i kontekst każdej sprawy.