I nie mam wątpliwości, że z taką modą trzeba walczyć. Próbuje sanepid. Na opornych rodziców nakłada grzywny. Problem polega na tym, że rodzice, którzy zaskarżyli niekorzystne dla siebie decyzje, wygrywają w sądach administracyjnych. Samorządowcy, a zatem urzędnicy, którzy są najbliżej zwykłych obywateli, znaleźli nowy oręż. Wpadli na pomysł, by do żłobków i przedszkoli nie przyjmować dzieci niezaszczepionych. Jako zwolenniczka szczepień powinnam przyklasnąć. Nieuodpornione dzieci nie będą zagrożeniem dla kolegów i koleżanek. Tu jednak zapala się czerwone światło. Dzieci rodziców ulegających modzie i mitom są poszkodowane podwójnie. Po pierwsze, są bardziej narażone na groźne, w czasach naszych rodziców śmiertelne, choroby, np. gruźlicę. Po drugie, odbiera się im prawo do nauki, które gwarantuje konstytucja, i wychowanie przedszkolne, które nawet czterolatkom zapewnia rząd.
Gdzie tu logika? Mam nadzieję, że wojewodowie, którzy nadzorują uchwały gmin, też zauważą jej brak. Przepisy odbierające prawo do nauki niewinnym dzieciom wyrzucą do kosza. Nie można karać najmłodszych za błędy rodziców, którzy uwierzyli, że Miss Ameryki z 1994 roku Heather Whitestone ogłuchła po szczepieniu. Tymczasem powodem tego było ropne zapalenie opon mózgowych, ale, jak pisał mój redakcyjny kolega, w świat poszła wieść, że stało się to za sprawą szczepionki. I tak zrodził się mit.
Dlatego walczmy z mitami, niezdrową modą, przekonujmy, że warto szczepić, ale nie karzmy dzieci.