Od 1 lipca proces karny czeka rewolucja. Na sali rozpraw obowiązywać ma pełna kontradyktoryjność. Co to oznacza? Najkrócej mówiąc, prokurator i obrońca będą się zajmować dowodami, a sąd stanie się jedynie arbitrem, który wyda wyrok. Aby tak rzeczywiście się stało, wszystkie strony procesu muszą być do tego przygotowane. I właśnie o stanie przygotowań i problemach, jakie się z tym wiążą, od kilku tygodni debatują prawnicy. Wśród nich najbardziej zainteresowani: prokuratorzy, adwokaci, sędziowie. Tak też było w minioną środę w Polskiej Akademii Nauk. Na konferencji naukowej zorganizowanej przez Towarzystwo Inicjatyw Prawnych i Kryminalistycznych Paragraf 22 spotkali się praktycy, którym za miesiąc przyjdzie stosować nowe prawo. Nastroje nie są optymistyczne. W czym rzecz?
Nic na siłę
Jakub Romelczyk z Prokuratury Okręgowej w Warszawie, mówiąc o zwiększonej kontradyktoryjności, nie krył obaw. Przypominał, że zarówno Andrzej Seremet, prokurator generalny, jak i Krajowa Rada Prokuratury pod przewodnictwem prokuratora Edwarda Zalewskiego apelują o wydłużenie vacatio legis dla nowej formuły procesu. I nie chodzi już tylko o kontadyktoryjność, ale też nowelę kodyfikacji karnych z lutego 2015 r. – Mamy do czynienia z ogromną zmianą prawa karnego materialnego. Mniej ma być wyroków w zawieszeniu. W wielu sytuacjach niemal przymusowo ma być stosowana kara ograniczenia wolności. Czy tym zmianom uda się sprostać? – pytał. Adwokat Krzysztof Stępiński uważa z kolei, że na sali rozpraw nic się nie zmieni. Dlaczego? Problem tkwi w treści art. 167 § 1 zmienionej procedury. Ten stanowi wprawdzie, że w postępowaniu przed sądem, które zostało wszczęte z inicjatywy strony, dowody przeprowadzane są przez strony po ich dopuszczeniu przez przewodniczącego lub sąd, ale zawiera też zdanie, które może zniweczyć kontradyktoryjność. Chodzi o ostanie zdanie tego przepisu, które mówi, że w wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, dowód przeprowadza sąd w granicach tezy dowodowej. W wyjątkowych wypadkach, uzasadnionych szczególnymi okolicznościami, sąd może dopuścić i przeprowadzić dowód z urzędu. I właśnie ten wyjątek zdaniem adwokata może pogrążyć kontradyktoryjność.
Cudu nie będzie
Uczestnicy konferencji bardzo sceptycznie wypowiadali się też o szybkości postępowania, jaką ma gwarantować nowa formuła procesu. – Tam, gdzie strony będą rzeczywiście aktywne, szybciej nie będzie – twierdzili. Podważano też inny cel: większe poszanowanie praw stron. – W sytuacji, kiedy sędzia będzie bardziej bierny, to raczej niemożliwe – podkreślano.
Więcej pracy będzie miała prokuratura. To niemal pewne. Prokurator będzie musiał nie tylko przygotować akt oskarżenia ale i przeprowadzać postępowanie dowodowe przed sądem. – To wymusza, by na sali rozpraw za każdym razem pojawiał się autor aktu oskarżenia – podkreślał prokurator Romelczyk. – Trzeba znaleźć złoty środek – padały głosy z sali. Niestety, na razie go nie ma. Prokuratorów nie przekonuje pomysł powiązania terminarza prokuratora z sędziowską wokandą. Taki pomysł udało się zrealizować się w Rudzie Śląskiej, gdzie przeprowadzono pilotaż. Pokazał on, że taka współpraca jest możliwa.
Jak to działa? Nazywa się SOTR – System Organizacji Terminarza Rozpraw. Tworzy się terminarz prokuratora, a sędziowie układają odpowiednio do niego wokandy. – Każdy, kto zna realia dużych jednostek prokuratury, wie, że to nierealne. W dużych miastach do sądu wpływają sprawy z różnych prokuratur, sędziów jest mniej, a prokuratorów więcej, w efekcie trudno będzie zgrać terminarz – przekonywali uczestnicy konferencji. Sędziowie podnosili też, że realizacja innego pomysłu, tj. przypisanie sędziego do prokuratora, może być źle odbierana społecznie. Sędzia Piotr Maksymowicz z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia przestrzegał, że już dziś strona, która przegrywa w sądzie, potrafi powiedzieć, że sędzia z prokuratorem wszystko ze sobą ustalili.