Aleksander Tobolewski o "mafii prokuratorsko-sędziowskiej"

Wypowiedź posła Pawła Kukiza o mafii prokuratorsko-sędziowskiej wprowadziła mnie w rozbawienie. Nowi posłowie nie zdają sobie sprawy, że ich nieprzemyślane opinie mają często komiczne konotacje – pisze adwokat.

Aktualizacja: 20.02.2016 08:05 Publikacja: 20.02.2016 07:40

Aleksander Tobolewski o "mafii prokuratorsko-sędziowskiej"

Foto: 123RF

Bo jeśli jest to mafia, to na jej czele stoi minister sprawiedliwości, Don Corleone – ojciec chrzestny! Nie rozumiem, dlaczego z takim uporem polscy politycy deprecjonują oba te zawody. Rozumiem media, które nie są zainteresowane dobrymi wyrokami. Trzeba na pierwszych stronach podać ludziom to, czego pragną: afery, złe wyroki, podejrzenia o łapówki. Ale politycy? Wizerunek, który serwują wyborcom, jest wprost tragiczny. Od prokuratury i sędziów zależy w każdym kraju tak wiele, że odrobienie strat w wizerunku zajmie lata. A co po drodze? Każdy areszt będzie uważany za bezpodstawny, a każdy wyrok za stronniczy? W ubiegłotygodniowym felietonie zastanawiałem się, na czym ma polegać kryzys w wymiarze sprawiedliwości i nie znalazłem zadowalającej odpowiedzi.

Tylko promil

Wracając do prokuratury i sądownictwa: łącznie mamy około 10 tys. sędziów i około 6000 prokuratorów. Zakładając, że 99,9 proc. jest bez skazy, a tylko 0,1 proc. nieuczciwych czy niekompetentnych, to mamy każdego dnia dziesięć nieprawidłowych wyroków i sześć sknoconych śledztw! Pomnóżmy to przez 200 dni roboczych i już w Polsce jest 2000 wyroków do podważenia i 1200 spraw prokuratorskich, które naruszają czyjeś prawa. Czy realne jest wyeliminowanie wszystkich pomyłek? Może w niebie.

Czy ma to oznaczać, że zmasowane ataki na te 99,9 proc. dobrze działających prawników są uzasadnione? Nie dla mnie. Jeśli do polityków te prawdy szybko nie dotrą, to możemy się obudzić w kraju, w którym autorytetów – prócz pieniądza – nie będzie, a porządek będą musiały utrzymywać służby specjalne, jeśli nie wojsko. Czasem warto się zastanowić, dlaczego junty tak dobrze trzymają się przy władzy. Nie ma w tych krajach alternatywy w postaci dobrze działającego sądownictwa i organów ścigania. Musi ich zastępować wojsko!

Minęło sto dni nowego rządu. Sprawami politycznymi się nie zajmuję, bo się na nich nie znam. Sprawy gospodarcze z reguły idą swoimi torami i oprócz psucia wizerunku Polski przez rząd i posunięć, których świat nie może zrozumieć, polska gospodarka nie bardzo się przejmuje tym, co rząd robi. Na razie rząd nie robi wiele złego, to i biznesmenom nie przeszkadza, chociaż gazety są pełne czarnych przepowiedni.

Nie mogę natomiast zupełnie zrozumieć planów rządu w tworzeniu nowego prawa. Rozumiem plany ukierunkowane na bieżące, polityczne potrzeby, ale chodzi mi o podstawowe gałęzie prawa – cywilnego, karnego, administracyjnego. Co z zagmatwanymi przepisami prawa podatkowego? Premier wygłasza exposé, co rząd ma zamiar zrobić, a ja chciałbym, żeby minister sprawiedliwości tak samo periodycznie przedstawiał konkretne kierunki dążeń resortu. Tylko dyletant może myśleć, że „poprawianie" to musi być na lepsze. Żeby minister chociaż stwierdził, co uważa za lepsze i dlaczego...

Poziom depresji

Przypomnę jedną z naczelnych zasad etycznych w medycynie, ale i potrzebną przy tworzeniu prawa: primum non nocere – „przede wszystkim nie szkodzić". Ostatnie lata poprzednich rządów nabite były zmianami. W efekcie często nie tylko, że nie ulepszały polskiego prawa, ale tworzyły nowe problemy. Czasami o tym pisałem. Proces legislacyjny w Polsce stoi – według mnie – na poziomie depresji. Ba! Nie stoi – leży! Jeśli projekty zmian jeszcze przed przegłosowaniem wymagają zmian, a do zmian dochodzą kolejne zmiany, to w efekcie nikt nie panuje nad ostatecznym kształtem tych aktów prawnych. I w konsekwencji nowiutki akt – nowelizacja, już wymaga kolejnej.

Kompetencje nie urosną

Wielokrotnie podkreślałem i podkreślam, że sam fakt zmiany rządu ma bardzo niewielki wpływ na to, co robią urzędnicy. Według starej zasady „przeżyliśmy potop szwedzki, przeżyjemy i tę ekipę rządową". Społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy, że to nie ministrowie tworzą przepisy i wprowadzają zmiany. To grupa ludzi, która zawodowo majstruje przy zmianach przepisów bez względu na to, która partia jest przy władzy. Jeśli poziom tych pracowników jest niski, to mamy to, co mamy. I bez znaczenia jest, kto stanie na czele resortu. Owszem, minister żąda podporządkowania się jego polityce (której często urzędnicy tylko się domyślają), ale nie zmienia to w najmniejszym stopniu faktu, że jeśli ktoś był niekompetentny pod rządami jednej partii, to nagle się nie stanie kompetentny pod rządami innej.

Nie wnikam w strukturę Ministerstwa Sprawiedliwości, zakres kompetencji poszczególnych wiceministrów czy dyrektorów departamentów. Może podzielić ministerstwo na działy: polityczny i merytoryczny? W politycznym królowałby minister, który robiłby politykę tak, jak jego partia sobie wyobraża sprawiedliwą Polskę. I tak ma większość w parlamencie, więc może zrobić, co chce. Drugi dział zajmowałby się sprawami apolitycznymi potrzebnymi do codziennego, praworządnego działania państwa. Przecież już sama nazwa Prawo i Sprawiedliwość do tego obliguje!

Autor jest adwokatem, od 35 lat prowadzi kancelarię w Montrealu

Opinie Prawne
Maciej Gawroński: Za 30 mln zł rocznie Komisja będzie nakładać makijaż sztucznej inteligencji
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie Prawne
Wojciech Bochenek: Sankcja kredytu darmowego to kolejny koszmar sektora bankowego?
Opinie Prawne
Tomasz Pietryga: Sędziowie 13 grudnia, krótka refleksja
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Zero sukcesów Adama Bodnara"
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie Prawne
Rok rządu Donalda Tuska. "Aktywni w pracy, zapominalscy w sprawach ZUS"