Trudno znaleźć wystarczające uzasadnienie takich planów, ponieważ w Polsce w ostatnich latach nie wydarzyło się nic nadzwyczajnego. Przede wszystkim nie wzrasta przestępczość, wręcz przeciwnie. Ze względów demograficznych i socjologicznych w większości kategorii przestępstw odnotowywany jest systematyczny spadek.
Zamiar ministra Ziobry trudno zatem uznać za racjonalny. Potwierdza on natomiast skłonność kolejnych ekip rządzących do zmian. W ostatnich latach punktowo nowelizowały one prawo karne kilkadziesiąt razy, zazwyczaj zaostrzając kary za wybrane przestępstwa, m.in. drogowe, narkotykowe itd. Ważną przesłanką dla tych zmian były bulwersujące opinię społeczną przestępstwa.
Pytanie, czy to owe nowelizacje doprowadziły do spadku przestępczości. Otóż nie, gdyż to nie wysokość kary odstrasza potencjalnych przestępców, ale jej nieuchronność. Szkoda, że Zbigniew Ziobro też idzie drogą populizmu penalnego.
Tymczasem znacznie cenniejszy byłby gruntowny przegląd kodeksów karnych i zbadanie kilkudziesięciu małych nowelizacji, po których prawo karne przestało być spójne. Warto też zastanowić się nad penalizacją nowych kategorii przestępstw dotyczących np. nowych technologii, obrotu gospodarczego czy terroryzmu. Pilne wydaje się też stworzenie realnego systemu resocjalizacji skazanych oraz systemu kar, które nie obciążałyby podatników – mówiąc w największym skrócie, więcej pracy dla skazanych, zamiast filmów DVD w celi za publiczne pieniądze.
Na zaostrzanie Kodeksu karnego szkoda energii, gdyż poza medialnym efektem taka zmiana niczego nie da.