Michał Tomczak o komentarzach do kodeksu pracy: Szkoda, nie-szkoda i prawo pracy

Komentarze do kodeksu pracy w charakterystyczny sposób różnią się od komentarzy do kodeksu cywilnego.

Publikacja: 17.11.2016 02:00

Michał Tomczak o komentarzach do kodeksu pracy: Szkoda, nie-szkoda i prawo pracy

Foto: 123RF

Te ostatnie, przy omawianiu poszczególnych przepisów, najpierw zawierają rozległe rozważania teoretyczne na temat ich stosowania, podczas gdy w komentarzach do kodeksu pracy część teoretyczna zajmuje dosłownie parę linijek. Po nich następuje długa lista omawianych orzeczeń sądowych. Prawo pracy jest nadzwyczaj kazuistyczne, ponieważ brakuje mu teorii. Tu oczywiście nie ma powodu kogokolwiek winić, bo prawo pracy rozwijało się inaczej niż prawo cywilne.

To ostatnie buduje swoją teorię od kilku tysięcy lat, wychodząc lepiej lub gorzej naprzeciw naturalnym potrzebom stosunków gospodarczych. Prawo pracy jest w stałej zależności od politycznych tendencji i zmiennych czy wręcz doraźnych koncepcji społecznych. Z pewną przesadą można powiedzieć, że prawo cywilne rozwija się od dołu, zaś prawo pracy – od góry.

Tak zawsze myślę, gdy dochodzę do pojęcia szkody w kodeksie pracy. Temat ten mnie prześladuje i będę do niego wracał.

Język polski nie jest taki ubogi, aby „szkodą" nazywać dwa tak różne zjawiska, do jakich odnosi się szkoda w kodeksie pracy i w prawie cywilnym. Używanie pojęcia „odszkodowania" jest rażące zwłaszcza w odniesieniu do odpowiedzialności pracodawcy za wadliwe rozwiązanie umowy o pracę – zarówno przy wypowiedzeniu, jak i bez wypowiedzenia. To prawnopracowe pojęcie odszkodowania nie ma nic wspólnego z pojęciem szkody przyjętym w prawie cywilnym. W prawie pracy chodzi nie tyle, jak się wykrętnie określa, o odszkodowanie ustawowe, ile o swoistą karę umowną czy raczej karę ustawową. Jej wysokość nie łączy się z tym, jaką faktycznie szkodę pracownik poniósł wskutek wadliwego, niesłusznego czy bezprawnego rozwiązania umowy.

Istotnie jednak nie chodzi o to, jak co się nazywa, tylko o to, że faktycznie szkoda poniesiona przez pracownika w związku z wywaleniem go z roboty w wielu przypadkach nie zostanie w ten sposób wyrównana. Mądrzy ludzie w prawie pracy wiedzą o tym bardzo dobrze. Problem ma wymiar nadzwyczaj praktyczny, choć jest też bardzo ciekawy teoretycznie. Mianowicie – na ile prawo pracy żyje własnym życiem, a na ile jest uzupełnieniem prawa cywilnego? Czyli, czy pracownik może korzystać z tych narzędzi, które przysługują wszystkim i każdemu na mocy prawa cywilnego, czy też zakres praw pracownika w relacji z pracodawcą może się opierać wyłącznie na kodeksie pracy?

Sprawę przesądził, tak być powinno, Trybunał Konstytucyjny w wyroku z 2007 r. Autorem uzasadnienia była, nie kto inny, profesor prawa pracy i ubezpieczeń społecznych Teresa Liszcz. Wyrok ów wskazał, że przepisy kodeksu pracy nie uniemożliwiają stosowania przepisów kodeksu cywilnego w dochodzeniu odszkodowania przez pracownika. Innymi słowy, pracownik, jeśli jest w stanie udowodnić szkodę wyższą niż przewidziana siermiężnymi przepisami kodeksu cywilnego, może dochodzić tej rzeczywiście poniesionej.

Wyrok wydawał się być rewolucją, ale nie zmienił praktyki prawniczej, a zwłaszcza myślenia pozaprawniczego.

Oczywiście wyrok Trybunału Konstytucyjnego nie mógł przesądzić całej technologii dochodzenia roszczeń pracowniczych na podstawie kodeksu cywilnego. Od razu po tym orzeczeniu pojawiły się w teorii typowo prawnicze problemy – blokady, a to który sąd jest właściwy, a to jaka podstawa prawna, kontrakt czy delikt. Konserwatyzm w traktowaniu prawa pracy jako „prawa z natury socjalistycznego" zwyciężył.

Nawiasem mówiąc, podczas samego postępowania przed TK zarówno przedstawiciel Prokuratury Generalnej, jak i – co charakterystyczne – Sejmu nie poparli skargi konstytucyjnej (co w wymiarze prawnym sprowadzało się do odmowy kwestionowania konstytucyjności art. 58 kodeksu pracy). Wydaje się, że Trybunał Konstytucyjny po prostu wyprzedził swój czas, co od strony logicznej jest o tyle przewrotną refleksją, że to wyprzedzenie czasu polega w tym wypadku na przyjęciu, że stosunki pracy są także stosunkami cywilnoprawnymi.

Być może z punktu widzenia orzecznictwa – nawet orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego czy Sądu Najwyższego – niewiele da się już zrobić. Oczywiście, zwłaszcza Sąd Najwyższy powinien to myślenie utrwalać, ale też rozwiązać te w sumie drugorzędne w stosunku do samej zasady problemy proceduralne i teoretyczne.

Może się natomiast zdarzyć, że rzeczywista zmiana w zakresie nie tylko maksymalnego poziomu tych kar ustawowych – nakładanych przecież na pracodawców w pewnym sensie za wadliwość ich postępowania, a nie za szkodę, jaką spowodowali – ale przede wszystkim w zakresie otwarcia prawa pracy na rzeczywistą szkodę pracownika nastąpi dopiero w nowym kodeksie pracy. Czyli nie wiadomo kiedy.

Michał Tomczak, adwokat, prowadzi kancelarię Tomczak & Partnerzy Spółka Adwokacka

Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Pomożecie? Pomożemy, czyli Tusk kokietuje biznes
Opinie Prawne
Bartłomiej Ślażyński, Bartłomiej Rybicki: Wyrok ws. WIBOR - kamyk, który spowoduje lawinę czy eksces orzeczniczy?
Opinie Prawne
Marek Isański: Praworządność po polsku, czyli okradanie z podarowanego majątku
Opinie Prawne
Gruszczyński, Menkes: Cła, sankcje, negocjacje. Jak Donald Trump rozgrywa świat?
Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Jak wyrzucić (nie)sędziów