"Polskie obozy" - niech świat zna tę prawdę

Film „Alone in Berlin" był oczekiwany podczas ubiegłorocznego festiwalu filmowego w Berlinie. Swojego kolejnego obrazu szwajcarski reżyser Vincent Pérez, autor takich dzieł jak „Królowa Margot", raczej jednak nie może zaliczyć do udanych.

Aktualizacja: 05.02.2017 14:02 Publikacja: 05.02.2017 11:33

"Polskie obozy" - niech świat zna tę prawdę

Foto: PAP

Reakcją na niego były gwizdy publiczności i druzgocąca krytyka recenzentów. Nisko oceniono walory artystyczne tego dzieła, a podprogowy, a może nie do końca uświadomiony przekaz nakierowany na wybielanie niemieckiej zbrodniczej historii na nikim nie zrobił wrażenia.

Dzieło opowiada historię starszego małżeństwa, mieszkającego w latach 40. w stolicy Niemiec. Po śmierci syna na froncie diametralnie zmieniają swój stosunek do nazistowskiego reżimu, rozpoczynają swoją małą, osobistą walkę ze zbrodniczym systemem.

Film pokazuje, że w ogarniętych szaleństwem Niemczech byli też dobrzy Niemcy, ci, którzy nie dali się zwieść systemowi, byli jego ofiarami, ale potrafili podjąć z nim walkę. To już kolejny taki film w ostatnich latach, w którym mechanizm wybielania swojej historii przez kolejne pokolenia aż bije w oczy. Podobne przesłanie niesie „Pole minowe", obraz pokazujący cierpienia młodych żołnierzy niemieckich, jeszcze dzieci, którzy po zakończeniu wojny zamiast wrócić do swoich matek, jako jeńcy muszą rozminowywać duńskie plaże. Sadystyczny nadzorca, duński kapral, po tym, jak od min giną kolejni chłopcy, targany wyrzutami sumienia, zmienia zdanie. Pozwala tym, co przeżyli, uciec wbrew rozkazom do domu.

Z drugiej strony mamy słynny serial „Nasze matki, nasi ojcowie", gdzie ofiary niemieckich zbrodni, Polaków, zaczyna przedstawiać się jako podludzi. W filmie mamy pięknych, pełnych wyrzutów sumienia żołnierzy Wehrmachtu i prymitywną, brzydką, wypełnioną antysemityzmem polską dzicz. To nie są dzieła przypadku, ale próba ugruntowania czegoś na stałe w kulturze masowej, która najlepiej oddziałuje na odbiorców, w sposób prosty zmieniając ich postawy, ocenę tamtego okresu. Tak, aby wyraźnie dostrzegli: byliśmy ofiarami.

Dlatego wszelkie działania polskich władz, organizacji, fundacji czy prawników, którzy zaangażowali się w obronę prawdy historycznej, walcząc z „polskimi obozami śmierci", należy wspierać, i w kwestii tej powinna istnieć polityczna jedność. Moim zdaniem jednak problemu nie rozwiąże wprowadzenie do kodeksu karnego sankcji za fałszowanie historii czy nawet wynajmowanie kancelarii prawnych, które wytaczałyby szkalującym mediom procesy za granicą – bo szerokie są gwarancje wolności słowa w krajach Zachodu. Chociaż jest to dowód stanowczości i determinacji w walce z tym zjawiskiem.

Znacznie skuteczniejsze wydaje się propagowanie prawdy historycznej i walka z kłamstwem historycznym na poziomie popkultury. Za niezwykle cenną uważam internetową akcję, taką jak #GermanDeathCamps, której celem było przypomnienie, że obozy koncentracyjne były niemieckie. Inicjatywa miała nie tylko przekonać do zamieszczenia przez niemiecką telewizję ZDF przeprosin byłego więźnia Auschwitz w bardziej widocznym miejscu, ale też uświadomić społeczności międzynarodowej, kto stworzył niemieckie obozy śmierci.

Mobilny billboard z napisem „Death Camps Were Nazi German" ma odwiedzić niemieckie miasta, w tym redakcję ZDF, a także Bonn, Brukselę i Londyn. Może przynieść znacznie lepszy skutek niż nawet dziesiątki procesów.

Opinie Prawne
Robert Gwiazdowski: Długi weekend konstytucyjny
Opinie Prawne
Marek Dobrowolski: Konstytucja 3 maja, czyli zamach stanu, który oddał głos narodowi
Opinie Prawne
Łukasz Guza: Przedsiębiorcy niczym luddyści
Opinie Prawne
Ewa Szadkowska: Szef Służby Więziennej w roli kozła ofiarnego
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Opinie Prawne
Gutowski, Kardas: Ryzyka planu na neosędziów
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne