Mamy wówczas większą gwarancję (nie ośmielę się napisać, że całkowitą), że sąd zna naszą sprawę od początku do końca, kojarzy dowody, wie, co ma w aktach. To sytuacja idealna, ale, niestety, nie powszechna. Skład sądu często się zmienia, bo zmieniają się zarówno sędziowie, jak i ławnicy. Z rozmaitych powodów – chorób, urlopów macierzyńskich i wychowawczych, delegacji do innych sądów, śmierci...
W postępowaniu karnym od dawna obowiązuje zasada, że jeśli zmieni się skład sądu, sprawę trzeba prowadzić od nowa. Ministerstwo Sprawiedliwości chce, by podobne reguły obowiązywały w sprawach cywilnych.
To szczytne założenie, ale dobrymi chęciami... sądy są brukowane. Bo choć dla stron oznacza to wyższą jakość rozpoznawania spraw, to może kompletnie „zatkać" sądy cywilne.
Problem w tym, że spraw prowadzonych w trybie postępowania cywilnego jest ponadczterokrotnie więcej niż karnych. Prowadzenie ich od nowa z powodu zmiany składu sądu spowoduje znaczące wydłużenie postępowania nie tylko tych konkretnych spraw, które trzeba będzie zacząć od początku. Dłużej poczekamy również, aż na wokandę trafią nowe sprawy, bo sędziów jest od lat tyle samo i raczej więcej nie będzie.
Niezmienność składu w sprawach cywilnych miałaby sens, gdyby została wdrożona wraz z reformami usprawniającymi sądy – np. z „wyprowadzeniem" z nich spraw o wykroczenia czy większym zaangażowaniem w orzekanie sędziów funkcyjnych. W przeciwnym razie problemu dalszego wydłużania się postępowania raczej nie da się uniknąć.