Polityki, która częściej staje po stronie winnego niż pokrzywdzonego. Jest to widoczne w orzecznictwie polskich sądów i europejskich trybunałów. Jakże wiele ich orzeczeń dotyczy komfortu przestępców, zbyt ciasnych i dusznych cel, zbyt długich przesłuchań czy aresztów tymczasowych. Jak słabo za to bronią praw pokrzywdzonych, ofiar, ich rodzin i ich bezpieczeństwa, kiedy np. oprawca opuszcza już więzienie.
Tę złą filozofię wielokrotnie odzwierciedlały sprawy dotyczące obrony koniecznej, kiedy to ofiary przestępczej napaści stawały się w świetle prawa przestępcami skazywanymi za zabójstwo. Przepisy wymagały bowiem od zaatakowanego nierealnej kalkulacji, czy broniąc się, stosuje aby środki adekwatne do zagrożenia. Kiedy Józef C. w wyniku szarpaniny śmiertelnie ranił uzbrojonego w nóż włamywacza, który wtargnął na jego działkę, został skazany na kilkanaście miesięcy więzienia. W ten sposób prowadzący spokojny żywot człowiek trafił za karty, ponieważ stanął na drodze przestępcy i próbował chronić swoją własność.
I właśnie dlatego trzeba pochwalić pomysł ministra Ziobry, któremu blisko do anglosaskich rozwiązań opierających się na maksymie „mój dom, moja twierdza". To nie napadnięty we własnym domu ma kalkulować, jak się bronić, żeby nie ponieść konsekwencji. O konsekwencjach powinien myśleć tylko i wyłącznie przestępca. Musi on być świadomy, że naruszając czyjeś terytorium w złych zamiarach, powinien się liczyć z najgorszym.
Prawo musi stać po stronie zaatakowanego, a nie napastnika. Powinno dawać mu możliwość skutecznej obrony, bez obaw, że nagle z ofiary zmieni się w przestępcę.