Niby poselski projekt ustawy o zmianie ustawy – Prawo o ustroju sądów powszechnych oraz niektórych innych ustaw (druk nr 1491 Sejmu VIII kadencji; dalej: projekt), ten z planem resetu Temidy, nie stanowi zbioru zintegrowanych propozycji zmian w ustroju sądownictwa i prokuratury według ściśle określonych założeń, ale jego motywy przeważnie nie zasługują na miano uzasadnienia aktu prawnego rangi ustawy regulującej ustrój i właściwość władz publicznych. Ot, i cała tajemnica wpuszczenia go na ścieżkę legislacyjną pod barwami grupy posłów większości sejmowej, nie zaś Rady Ministrów. Rządowi takich akcji inicjować raczej nie przystoi, zwłaszcza permanentnie. Co się natomiast tyczy inicjatyw parlamentarnych, w zasadzie wszystkie uważa się za dozwolone. Byleby miały przód, jakiś środek oraz tył w postaci przepisu z terminem wejścia aktu w życie. I posła (senatora) sprawozdawcę.
Formalna poprawność procesu prawotwórczego nie uświęci wszakże ubóstwa mentalnego danej inicjatywy. Zanim ktoś zdoła przekonać uprawniony podmiot, by uruchomił kontrolę konstytucyjną złych rozwiązań prawnych ex post, a następnie jeszcze Trybunał Konstytucyjny, by stwierdził, że uchybiają, w całości lub w części, ustawie zasadniczej, na odwrócenie ich destrukcyjnych skutków może być za późno. Nikt też nie zwróci ufnym wyborcom zmarnowanych szans na poprawę rzeczywistości ani publicznego grosza roztrwonionego w igrzyskach.
Wyborca by się nie zgodził
Zważywszy na poważnie rozumianą aksjologię art. 4 konstytucji, zapewnienia, jakoby forsowanych zmian i tym razem życzył sobie suweren, brzmią wręcz trywialnie. Łatwo dowieść, że gdyby tenże był świadom, co się naprawdę kroi, żądałby suchych argumentów, bez pseudologii, pustosłowia i afektów. Albo od razu zaleciłby posunięcia w swoim interesie, nie przebierając w środkach. Chociażby zaliczał się do najbardziej żarliwych orędowników barw, które ochraniają projekt.
Do rozwiązań, na które żaden wyborca by się nie zgodził, należą zapewne te niemające nic wspólnego z promowanym modelem sądownictwa pod nadzorem szefa resortu sprawiedliwości z prerogatywami prokuratora generalnego. Zawarto je głównie w przepisach nowelizujących wprost ustawę z 27 lipca 2001 r. – Prawo o ustroju sądów powszechnych (DzU z 2016 r., poz. 2062, z późn. zm.; dalej: u.s.p.). Niemal każde rozpanoszyłoby się jednak w systemie automatem przepisów równorzędnych aktów ustrojowych, z mocy których w sprawach nieuregulowanych do sędziów innych sądów stosuje się odpowiednio przepisy tej ustawy bądź ustawy z 23 listopada 2002 r. o Sądzie Najwyższym (DzU z 2016 r., poz. 1254, z późn. zm.; dalej: u.s.n.).
Co za skromność
Pierwsze dwa ekscesy pojawiają się w art. 64 § 1–1a i § 2 pkt 1–1a u.s.p. O jednym wrzało w mediach tuż po złożeniu projektu w Sejmie. Przypomnijmy: chodzi o rezygnację z wymogu legitymowania się przez kandydatów na stanowisko sędziego sądu apelacyjnego w osobach sędziów sądów powszechnych oraz wojskowych, a także prokuratorów, sześcioletnim stażem sędziowskim lub prokuratorskim, w tym trzyletnim na poziomie okręgu (bądź wyższym dla prokuratora). Proponuje się co najmniej dziesięcioletni okres pracy na stanowisku sędziego lub prokuratora dowolnego szczebla organizacyjnego. W stosunku zaś do adwokata, radcy prawnego, notariusza tudzież prezesa, wiceprezesa lub radcy Prokuratorii Generalnej liczący się w tym wyścigu próg stażowy z ośmiu lat podnosi się do lat dziesięciu. Aż się ciśnie na usta pytanie: dla kogóż z grona sędziów te konfitury? Odpowiedzieć trochę niezręcznie (nuż się kto obrazi lub zemści). Jedno wszak publicznie zrobić wypada. Mianowicie wyrazić zdumienie, że szczęśliwcowi nie marzy się dalsza kariera na stanowisku sędziego Sądu Najwyższego, na które mógłby kandydować z takim samym stażem w rejonie już teraz, bez interwencji ustawodawczej, a ponadto bez konkurencji ze strony starszyzny w prokuratorii (zob. art. 22 § 1 pkt 6 u.s.n.). Co za rozczulająca skromność.