Po wyborach z roku 2015 PiS podejmuje kolejne kroki zmierzające do pozbawienia wpływu na proces decyzyjny w państwie instytucji dotychczas niezależnych (lub autonomicznych i zależnych tylko bardzo pośrednio) od parlamentarnej większości i rządu. Dokonuje się to albo na drodze uszczuplenia ich kompetencji, albo podporządkowania ich politycznej kontroli rządzącej większości. Trybunał Konstytucyjny został zawłaszczony, choć formalnie jego kompetencje nie zostały w zasadzie ograniczone. Dzięki personalnej kontroli jego składu stał się de facto instrumentem rządzącej partii. Minister sprawiedliwości ma obecnie znacznie większe możliwości kontroli sądownictwa powszechnego (i prokuratury) niż wcześniej. Kończy się batalia o podporządkowanie Sądu Najwyższego. Przejęcie instytucji nadzorujących media publiczne pozwoliło przekształcić je w prymitywne narzędzia partyjno-rządowej propagandy. Stanowiska w spółkach Skarbu Państwa są politycznym łupem. Zmiany te zostały zrealizowane pod szyldem demokratycznych reform, mimo że zmian dokonuje się z jawnym naruszeniem norm konstytucyjnych.
Jednak utrzymywanie się relatywnie wysokiego poparcia społecznego dla obozu rządzącego pozwala jego reprezentantom twierdzić, że działają w imieniu większości. Jest faktem, że poparcie dla opozycji utrzymuje się na niskim poziomie. Z pewnością w istotnej mierze wynika to z oceny społeczno-ekonomicznej orientacji bloku opozycyjnego, a także wątpliwej jego wiarygodności. To jednak niewystarczające wyjaśnienie braku powszechnej negatywnej reakcji na demontaż instytucji traktowanych na ogół jako filary demokracji.
Jak upadał prestiż demokracji
Niektórzy komentatorzy, traktujący ukształtowany w toku transformacji liberalny ład ustrojowy jako jedyny zasługujący na określenie go jako demokratyczny, wysokie poparcie dla PiS-u uznają za konsekwencję przesunięcia się dużej części obywateli na pozycje akceptacji dla systemu autorytarnego. Nie wykluczając, że w pewnym zakresie taka właśnie ewolucja nastąpiła, trzeba postawić pytanie o jej przyczyny. Szczególnie że duże grupy społeczne (przynajmniej w ostatniej dekadzie) doświadczyły istotnej poprawy swojego położenia materialnego. Także polskie państwo – dzięki przemianom po roku 1990 – poprawiało swoją pozycję na drabinie międzynarodowego prestiżu.
Jednak wielu obywateli ukształtowany po roku 1990 ład ustrojowy oceniło (w wyborach w 2015 roku) jako niegwarantujący respektowania ich aspiracji, redukujący (czy zgoła wykluczający) ich wpływ na decyzje państwa. Wielu po prostu chciało, by norma konstytucyjna (art. 4) głosząca, że: „Władza zwierzchnia w Rzeczpospolitej Polskiej należy do Narodu”, obowiązywała bez istotnych ograniczeń. PiS uzyskał status reprezentanta tej grupy. I choć dzisiaj są dowody, że PiS stawia znak równości między suwerenem a zhierarchizowanym aparatem własnej partii, to sympatycy PiS-u po części tej „podmiany” jeszcze nie dostrzegli, a po części uznają ją za usprawiedliwioną okolicznościami miejsca i czasu. Zresztą, nie bardzo mają alternatywę.
Kontestacja przez wyborców ustrojowego ładu ukształtowanego po przełomie demokratycznym zaznaczyła się już na początku lat 90. Jej przejawem była przede wszystkim niska frekwencja. Zniechęcenie przyniosły sukcesy ugrupowań antysystemowych – przede wszystkim Samoobrony. Ich wpływ na władzę wykonawczą okazywał się destruktywny. Jednocześnie postępowała rzeczywista konsolidacja liberalnych środowisk dawnej opozycji z postkomunistami. Choć nie przybrała ona formy organizacyjnej, to przecież grupa czołowych działaczy SLD zajęła eksponowane pozycje w PO. „Zjednoczeni liberałowie” zdominowali scenę polityczną. Już w latach 90. pojawiło się powiedzenie: niezależnie od tego, co wrzucimy do urn i tak wyjdzie z niej Balcerowicz.