Wszczepianie sobie do wnętrza ciała urządzeń technicznych bywa ryzykowne. Mam osobiste doświadczenie w tym względzie. Współpracowałem z Markiem Gassonem, naukowcem brytyjskim, z którym opublikowaliśmy artykuł (rozdział w książce) na temat implantów wszczepianych do ciała człowieka. Mark pozwolił wszczepić sobie czip identyfikacyjny RFID (Radio-Frequency Identification), który pozwalał otwierać drzwi, wybierać pieniądze z bankomatu, logować się do różnych systemów bez hasała – słowem był wygodnym identyfikatorem osoby, zastępującym klucz, PIN, hasło i pilota. Ale potem celowo zainfekowano ten czip wirusem komputerowym. I Mark poczuł się bardzo nieswojo, bo wirus ten zaczął manifestować szkodliwe działania.
Opisany eksperyment był bezpieczny, bo spodziewano się tego efektu, więc zainfekowany implant operacyjnie usunięto. Ale na tym przykładzie widać, że wpuszczenie do wnętrza własnego ciała technicznego systemu – to może być wpuszczenie demona. W przyszłości będziemy stosować różne implanty, ale im bardziej będą one inteligentne – tym bardziej będą narażone na ataki komputerowych wirusów. Już dzisiaj niektórzy pacjenci mający wbudowany rozrusznik serca żądają wyłączenia funkcji zdalnej kontroli tego urządzenia, bo boją się, że jakiś haker może się do tego systemu włamać i manipulując nim może ich zabić!
Chrońmy mózg
Stosując wyroby inżynierii biomedycznej bez wyraźnych wskazań medycznych musimy być ostrożni. Nie widzę zwłaszcza potrzeby cyborgizacji mózgu, czyli dołączania do niego różnych elektronicznych systemów w celu polepszenia jego parametrów.
Są badacze, którzy sądzą, że tą drogą powinien iść rozwój ludzkości. Nie zgadzam się z tym poglądem. Osiągnęliśmy taki poziom sprawności naszego intelektu, że w połączeniu ze sprawnością narzędzi, którymi potrafimy się posługiwać, pozwala to osiągać cele, do których dążymy. Jesteśmy skuteczni jako pojedyncze jednostki i jako gatunek, który opanował ziemię. Natomiast w ewentualnym faszerowaniu mózgu nowinkami technologicznymi widzę liczne zagrożenia.
Pozwalając na to, by urządzenia elektroniczne wszczepione do czaszki zwiększały pojemność pamięci czy wzmacniały intelektualnie – sporo ryzykujemy. Być może po wszczepieniu zaczęłyby cierpieć inne funkcje i zadania mózgu. Przykładowo: jeśli dzięki technice ukierunkujemy mózg na myślenie w kategoriach logiki matematycznej, to prawie na pewno osłabi się nasza intuicja lub fantazja. Zadziała prawo naczyń połączonych, bo komórek nerwowych w mózgu jest ograniczona liczba. Czyli jeśli dzięki techniczno-medycznej manipulacji gdzieś nam przybędzie nowa funkcja, to gdzieś indziej coś nam ubędzie. Nasze neurony nie zostaną powielone tylko przekwalifikowane, więc dążąc do zyskania czegoś nowego sami siebie okradniemy z czegoś innego – choćby w dziedzinie życia emocjonalnego czy wrażliwości na sztukę. Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli wszystkie techniczne dopalacze zostawimy na zewnątrz głowy.