Dlatego też emocje towarzyszące meczom piłkarskim są rozbuchane do najwyższego stopnia, doprowadzone do absurdalnej skrajności. Mamy tu nagromadzenie wszelkich polskich kompleksów, frustracji, poczucia złego traktowania, nierównowagi sił, wreszcie poczucia bezsilności. Te negatywne uczucia usiłuje się przekładać na płaszczyznę zabawy i rozrywki, która nie ma realnego znaczenia. Wirtualna wojna ma zastąpić dojrzałe działania państwa.
Siła emocji oraz fakt, że przejawiają się z okazji tak błahej sprawy jak mecz piłkarski, świadczy o chęci ucieczki od tych problemów, o których większość Polaków nie chce po prostu słuchać, nie chce wiedzieć, ucieczce od polityki, ucieczce od odpowiedzialności w świat zastępczej rywalizacji. Znaczna część Polaków nie chce przecież przyjąć do wiadomości, że istnieją jakieś zasadnicze problemy z pozycją Polski w Europie, z naszymi sąsiadami, że są rozbieżności pomiędzy Polską a Niemcami, np. w polityce wobec Rosji, w ocenie sytuacji, percepcji rzeczywistości. Będą domagać się podpisania każdego europejskiego traktatu i skwapliwej zgody na każdy niemiecki postulat, a jednocześnie traktować mecz piłkarski jako substytut wojny.
W związku z meczem Polska – Niemcy jeden z dziennikarzy zapytał mnie, co bym dał, aby Polska z Niemcami wygrała. To pytanie samo w sobie pokazuje absurdalność całej otoczki tego meczu, traktowania go jak wojny psychologicznej, jak rozgrywki o jakąś realną stawkę. A jeśli wygramy, to co tak naprawdę nam to da? Jakie istotne problemy rozwiąże? Przykryjemy jedynie te problemy jakąś idiotyczną narodową ekstazą.
Oczywiście, że będę oglądał mecz, będę się cieszył z ewentualnej wygranej polskiej reprezentacji i sprawi mi to przyjemność. Wiem jednak, że na polskich ulicach będziemy mieli wówczas do czynienia z euforią ludzi kompletnie ogłupionych i sprowadzonych do poziomu zdziecinniałej masy.Druga ewentualność – czyli przegrana – będzie z kolei jawiła się jako klęska nie tylko w piłce nożnej. Porażka uderzy w Polaków głębiej, dla wielu będzie kolejnym potwierdzeniem polskiego nieudacznictwa, kompleksów, co de facto jest również świadectwem wspomnianego zdziecinnienia i nieradzenia sobie w złożonym świecie.
Ale przecież ani zwycięstwo, ani porażka w niedzielnym meczu nie rozwiązuje żadnych zasadniczych problemów Polski na arenie międzynarodowej. Jeśli robi się z meczu nowy Grunwald, to jest to wyłącznie granie na emocjach. Zgoda, tabloidy robią to wszędzie. Problem polega jednak na tym, że do tabloidowego myślenia sprowadziła się w ostatnim czasie cała polska umysłowość. Co więcej, nawet niektórzy politycy uprawiają politykę na poziomie tabloidów.
Premier Donald Tusk mówiący, że prawdziwi Polacy uczą swoje dzieci grać w piłkę, jest tego najlepszym przykładem. Gdybym chciał być złośliwy, mógłbym rzec, że premier akurat w tym przypadku robi to, co mu wychodzi najlepiej – czyli wygłasza przemówienia i gra w piłkę. Przez ostatnie pół roku nie pokazał niestety nic innego i powoli zaczynam już tracić nadzieję, czy zdolny jest do jakichkolwiek innych działań. Jego przemówienia mają zresztą to do siebie, że często odwołują się do dumy narodowej, nie precyzując tego, czym owa duma jest i jak się przejawia, i o jakiej zbiorowości w zasadzie Donald Tusk mówi.Nieokreślony sposób, w jaki premier zwraca się do narodu polskiego, sprawia wrażenie jakby rzeczywiście zwracał się do kibiców drużyny piłkarskiej, podtrzymując ich na duchu, utwierdzając w przekonaniu, że będzie dobrze i musi się udać. Kiedy Aleksander Kwaśniewski został prezydentem, w prasie ukazał się artykuł Aleksandra Smolara, że Polska będzie teraz spółką z ograniczoną odpowiedzialnością. Mieliśmy wizję Polski jako konsorcjum czy przedsiębiorstwa.