Polskie feministki prezentują zwykle dość jednostronny program na rzecz poprawy funkcjonowania kobiet w sferze publicznej. Kobiety w Stanach Zjednoczonych mogą liczyć na reprezentację znacznie bardziej różnorodną. Nie popełnimy wielkiego błędu, jeśli amerykański feminizm podzielimy na takie nurty jak: liberalny, konserwatywny, chrześcijański – zwany inaczej – teologią feministyczną, marksistowski, anarchistyczny czy lesbijski. Za oceanem toczy się prawdziwa walka ideowa nie tylko o diagnozę problemów i reprezentację interesów kobiet, ale o fundamentalne wartości i idee kobiecości w XXI wieku.
Współcześnie rośnie tam w siłę ciekawy nurt konserwatywnej krytyki feminizmu. Jego reprezentantki krytykują działaczki ruchu feministycznego, zarzucając im ideologizację kobiecości. Jak pisze Mary Ann Glendon, „większość kobiet odnosi wrażenie, że »oficjalny« feminizm pozostaje obojętny na ich najistotniejsze troski”. Amerykanki zaczynają odwracać się od ideologii, która miała je bronić.
Ruch antykobiecy
Kobieca krytyka feminizmu jest surowsza, niż jesteśmy to sobie w stanie wyobrazić. Jak piszą publicystki, feministki nie dość, że nie reprezentują kobiet, ale je oszukują, wręcz szkodzą. Oto początek jednego z pierwszych postfeministycznych (jeśli nie antyfemnistycznych) traktatów autorstwa Mary Pride: „Obecnie kobiety są ofiarami drugiego co do wielkości oszustwa w historii... Sądy odarły nas z prawnej ochrony poprzez rozwody bez orzekania o winie, odmawianie zasądzania alimentów, wspólną opiekę nad dziećmi. „Kobiece” magazyny idą w ślady „Playboya” i „Hustlera”, sprowadzając nas do poziomu bezpłatnych prostytutek, wychwalając niezobowiązujący seks. Pracodawcy przestali czuć się w obowiązku płacić naszym mężom pensje wystarczające na utrzymanie rodziny, uznając, że my, ich żony, zawsze możemy podjąć pracę, by załatać dziury w domowym budżecie.
Producenci papierosów i alkoholu radośnie wyciągają wielkie pieniądze z nowego eksplodującego kobiecego rynku, a tymczasem skala problemów, nowotworów i alkoholizmu rośnie w zawrotnym tempie. Wspólnotowe stowarzyszenia wszędzie walczą o to, by wykorzystać olbrzymią falę „wysiedlonych pań domu”, co oznacza kobiety, które zostały wpędzone w kłopoty przez swoich mężów i teraz muszą zarabiać na chleb i spłatę hipoteki. A wszystko to w imię wyzwolenia”. [Pride 1985, s. 5].
To jedna ze sztandarowych pozycji przekonujących, iż ideologia wyzwolenia kobiet najbardziej uderza w nie same. U podłoża tej krytyki leży przekonanie o potrzebie tradycyjnego podziału ról płciowych, bowiem funkcjonowanie w zgodzie z niezmienną naturą prowadzi do szczęśliwego życia.