Trudna miłość

Perypetie z nową ustawą medialną są obrazem trudności polityki miłości obecnego rządu oraz trudności z tą polityką. Już nieomal od momentu powołania, nowy premier i jego świta oburzali się na proPiS-owską postawę mediów publicznych, a zwłaszcza telewizji.

Aktualizacja: 26.04.2009 01:12 Publikacja: 26.04.2009 01:01

Bronisław Wildstein

Bronisław Wildstein

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Do wskazania konkretów demonstrujących owe nachylenie premier ani jego wierni się nie zniżali, pozostając przy piętrzącym się oburzeniu, co zresztą oddawało ówczesny klimat walki ze zbrodniami PiS. I choćby nie wiem jak się starał prezes TVP Andrzej Urbański, z niewiadomych względów zwany przez niechętnych "pontonem", nic nie mogło mu pomóc.

W celu więc "odpolitycznienia" (odpartyjnienienia?) mediów publicznych, nowy rząd przygotowywał nową ustawę, której uchwalenie pozwoliłoby mu przejąć nad nimi kontrolę. Takie odpolitycznianie jest już tradycją rządu Tuska.

Podobną operację obiecywał ostatnio premier w stosunku do IPN. Dlaczego jednak przypisuję rządowi wyłącznie złą wolę? Może chodzi mu o uporządkowanie sytuacji z mediami publicznych, których sytuacja, wypada się zgodzić, nie jest dobra?

Fundamentalną wątpliwość budzi fakt, że w projekcie nowej ustawy nie ma nic o cyfryzacji. Ten nieunikniony proces, który, zgodnie z dyrektywami UE, Polska musi zakończyć w ciągu najbliższych kilku lat, spowoduje znaczące zwiększenie się liczby powszechnie dostępnych kanałów radiowych i telewizyjnych. Tak w ogóle jest to proces, który wpłynąć może na rozbudowę możliwości również Internetu, a ogólnie przełożyć się na skok technologiczny naszego kraju, ale ponieważ sprawa jest skomplikowana i mało znana, obecny rząd nie zajmuje się tym – poprzedni zresztą również. Z udzielanych półgębkiem odpowiedzi wnosić można, że powstanie jakiś urząd, który nowe częstotliwości po uważaniu rozdysponuje.

Fakt, że sprawy tej nie podnoszą prywatne media elektroniczne, jest oczywisty. Obecnemu oligopolowi (monopolowi grupy) nie na rękę jest otwieranie rynku. Można się zresztą domyślać, że wstępne uzgodnienia (przepraszam – rozmowy) pomiędzy np. TVN a rządem na ten temat były prowadzone i nie przypadkiem stacja Walterów otworzyła czy choćby przygotowała tak wiele kanałów tematycznych, które błyskawicznie zająć mogłyby nowe częstotliwości. W niczym nie kwestionuje to spontanicznych skłonności dziennikarzy TVN do PO. Przecież to czego potrzebujemy to miłość.

Zupełnie nie a propos z uznaniem obserwuję dynamikę przebudowy stadionu Legii, który Warszawa, pod miłościwymi rządami Hanny Gronkiewicz-Waltz, dokapitalizowała sumą blisko pół miliarda złotych. Oczywiście, skandalicznym uproszczeniem byłoby powiedzieć, że pieniądze te wpływają bezpośrednio do kieszeni właścicieli ITI, posiadacza TVN, chociaż, finalnie, efekt będzie podobny. Z tego powodu, sprawa, mówiąc oględnie, budzi wątpliwości i szkoda tylko, że nie dowiaduje się o niej obywatel, który nie czyta "Rzeczpospolitej" czy jakiś niszowych tygodników. To, że nie rozwodzi się nad nią TVN jest oczywiste, Polsat też nie podejmuje tego typu ryzykownych tematów, licząc, być może, na wsparcie choćby w mniejszej inicjatywie. W końcu polityka miłości zobowiązuje. A TVP? Lepiej nie gadać. Nawet PiS podkulił ogon i sprawy nie eksponuje pewnie obawiając się ostrej riposty ze strony TVN.

Nowy projekt ustawy o mediach nie podnosi sprawy cyfryzacji natomiast twardo walczy z abonamentem. Podobno twórcy ustawy dostali wytyczne, z których podstawowa brzmiała: abonament musi być zniesiony. Przyczyną miało być jedno z pierwszych oświadczeń premiera Tuska, który oburzony proPiS-owością TVP (czyli brakiem wystarczającej namiętności do nowego rządu) zaapelował o niepłacenie na media, które PO nie miłują. Wydawałoby się, że szef rządu, który publicznie wzywa, albo choćby sugeruje, łamanie prawa, powinien trafić przed Trybunał Stanu. Ale można załatwić to inaczej. Przekuć słowa premiera w prawo.

Że trudno? A kto powiedział, że będzie łatwo? Toteż gimnastykują się nasi ustawodawcy, zwłaszcza, że każda nowa forma płatności musi być zatwierdzona przez Komisję Europejską, a więc precyzyjna, a o co jak o co, ale o precyzję nie sposób oskarżyć nowego projektu, nie mówiąc o tym, że jeśli nawet udałoby się go wprowadzić w życie, to pomiędzy jego prawnym zaistnieniem, a więc wpłynięciem pieniędzy, a odwołaniem dawnej płatności musi upłynąć nieco czasu. A pacjent czyli TVP, a przy okazji radio publiczne, może nie przeżyć. I może o to chodzi? Zresztą jeśli to każdorazowo rząd decydował będzie o kasie...

Problem w tym, że premier tylko rzuca idee. Zgodnie z procedurami trafiają one potem do jakichś (co by to nie znaczyło) fachowców, którzy próbują przekuć je w prawo. Ostatecznie jednak interweniują ludzie premiera, którzy w nieczułe prawo tchnąć usiłują miłość. Miłość do premiera.

[ramka][link=http://blog.rp.pl/wildstein/2009/04/26/trudna-milosc/]Skomentuj[/link][/ramka]

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?