Majowe świąteczne dni przebiegały Polakom radośnie i pogodnie. Jest z czego się cieszyć. Jeszcze nigdy tyle tak ważnych osób nie zjechało do Warszawy, ile na konferencję Europejskiej Partii Ludowej, i to z samego Zachodu. Strach pomyśleć, co by było, gdybyśmy nie weszli do Unii. Ponadto od premiera Włoch dowiedzieliśmy się, że nasz Donald Tusk to ragazzo, i to molto simpatico, o dużym poczuciu humoru. To chyba jedyne ustalenie tej konferencji, o innych nic bowiem nie słychać. Szkoda tylko, że na zakończenie nie wydano w tej sprawie oficjalnego oświadczenia.
Jedynie stoczniowcy nie dostroili się do świątecznych nastrojów. Nie są w stanie zrozumieć, że jeśli nikt nie chce kupować budowanych przez nich statków, to nikt nie będzie do nich dopłacać z podatków, kosztem nas wszystkich. Wtedy nie stać by nas było ani na SUV, ani na grilla, nie mówiąc już o wieszakach z drewna wiśniowego, sprowadzanych prosto z Londynu.
[wyimek]Uczynienie z Palikota intelektualisty jest niezaprzeczalnym cudem Tuska, większym, niż gdyby uzdrowił paralityka[/wyimek]
Zupełnie inaczej jest z przedsiębiorstwami europejskimi, które mają znaczenie systemowe. Te mogą i powinny być wspierane przez rządy, zwłaszcza ważnych krajów. W Niemczech przez pewien czas zastanawiano się intensywnie, czy Opel jest takim przedsiębiorstwem, ale ponieważ należy do GM, wynik namysłu był negatywny. Co innego bank Hypo-RealEstate, który być może zostanie znacjonalizowany. Volkswagena na szczęście już od 1937 roku nacjonalizować nie trzeba.
W Polsce nie ma żadnych firm „systemowych”. I to nie dlatego, że należą do zagranicznych właścicieli. Po prostu, gdy w Polsce upadnie jakaś firma, to ma to takie znaczenie dla systemu światowego kapitalizmu, jak upadek cukrowni czy zakładów naprawczych taboru kolejowego w Łapach. Cukru od tego nie zabraknie, pociągów też.