W swojej polemice z prof. Janem Żarynem pt. „Kto kogo wyklucza” („Rzeczpospolita” z 4.05.2009 r.) prof. Andrzej Friszke dużo miejsca poświecił atakowi na kwartalnik „Glaukopis”, pomawiając nas o afirmację zbrodni.
Wobec wagi tego zarzutu postanowiliśmy zabrać głos, choć pierwotnie nasza redakcja nie była stroną tej polemiki. Nie jest naszym celem bronić prof. Żaryna – zrobi on to doskonale sam, bez naszej pomocy. Chcieliśmy tylko wyjaśnić, że jako członek rady naukowej „Glaukopisu” nigdy nie próbował cenzurować zawartości pisma ani wpływać na treść artykułów wstępnych pisanych przez członków redakcji. Był też niezmiennie otwarty na pluralizm materiałów ukazujących się w „Glaukopisie”.
[srodtytul]Nowe, ważne ustalenia[/srodtytul]
To zdumiewające, że prof. Friszke odniósł do siebie akurat te fragmenty wstępu jednego z numerów „Glaukopisu”, które traktują o „wykształciuchach uformowanych w dusznej atmosferze peerelowskiego kołchozu, żałosnych plagiatorach i propagatorach dekonstruktywistycznych teorii”. Dalej piszemy też o „kulturmacherach” i propagandystach. Czyżby to było nietrafne określenie komunistycznych „historyków” i tych, którzy takiej „metodologii” hołdują, a dziś podlewają ją sosem postmodernizmu i moralnego relatywizmu – równając katów z ofiarami?
Profesor Friszke jest znanym historykiem opozycji (KORowskiego „salonu”), która – jak się wydaje – walczyła o wolność i likwidację tegoż „peerelowskiego kołchozu”. To, że jeden z głównych jego bohaterów, Lesław Maleszka, okazał się obrzydliwym donosicielem, nie jest niczyją winą, a tym bardziej pana profesora. Może zatem, zamiast mówić, jakie książki ma wznawiać IPN, sam profesor Friszke opracowałby na nowo swoją „Opozycję polityczną w PRL 1945 – 1980”, uzupełnioną o nowe ustalenia IPN. Dzięki otwarciu komunistycznych archiwów wiedza powiększa się w tempie geometrycznym. Warto, aby najnowszy dorobek nauki odzwierciedlały prace prof. Friszkego.