Europejski spektakl pozorów” – tak Bronisław Wildstein określa Parlament Europejski. Dla publicysty PE jest „wielkim klubem towarzyskim”, którego jedyną realną kompetencją jest zatwierdzanie budżetu Unii. Wildstein sugeruje, że rola Parlamentu jest niewielka. Można wręcz odnieść wrażenie, iż uważa, że rola całej Unii jest niewiele większa niż PE.
Dziwi to w ustach wytrawnego publicysty. Bo już obecnie około trzech czwartych polskiego prawa (szacunek Jacka Saryusza-Wolskiego) jest związane z Brukselą, a ten eufemizm oznacza, iż około trzech czwartych prawa obowiązującego w Rzeczypospolitej jest co do kierunków, a często i co do szczegółowych rozwiązań, zdeterminowane przez unijne instytucje.
Z kolei Parlament Europejski wywiera obecnie wpływ na trzy czwarte prawodawstwa Unii (szacunek Hansa-Gerta Pötteringa) i już teraz ponad połowa prawa obowiązującego w Polsce (to z kolei szacunek Dariusza Rosatiego) jest w tym sensie dziełem Parlamentu.
[srodtytul]Coraz ważniejszy[/srodtytul]
Wpływ PE na unijne prawodawstwo jest czasem ograniczony, ale coraz częściej – decydujący. Wildstein miałby sporo racji, gdyby jego tekst opisywał stan rzeczy sprzed 1992 roku. Roku, w którym, w traktacie z Maastricht, Parlament został wyposażony w kompetencję realnego współdecydowania o kształcie unijnego prawodawstwa.