Dobry kij na konserwatystów

Jedyną znaczącą siłą polityczną, jaka w Polsce powojennej skompromitowała się realnym i czynnym antysemityzmem, była PZPR. Ale nikt nie ma za złe w Europie politykom lewicy, że do niej należeli – pisze filozof społeczny

Aktualizacja: 10.08.2009 09:14 Publikacja: 10.08.2009 00:52

Zdzisław Krasnodębski

Zdzisław Krasnodębski

Foto: Rzeczpospolita

Wszystko wskazuje na to, że niedługo w Wielkiej Brytanii władzę przejmą konserwatyści. Budzi to zrozumiałe poruszenie wśród brytyjskiej lewicy. Partia Pracy rozpaczliwe usiłuje odwrócić niekorzystny dla niej trend. Co więcej, perspektywa zwycięstwa konserwatystów wywołuje niepokój w innych krajach europejskich, gdyż nie można wykluczyć, że po zwycięstwie konserwatyści rzeczywiście doprowadzą do referendum w sprawie traktatu lizbońskiego.

[wyimek]W Wielkiej Brytanii dla niektórych szokiem jest to, że dzięki poparciu konserwatystów niepostępowy, a może nawet reakcyjny Polak objął stanowisko wyższe niż barman i stajenny[/wyimek]

Należałoby więc zakończyć proces ratyfikacyjny w innych krajach, zanim dojdzie do brytyjskich wyborów. Ale po wyroku niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego wcale nie jest pewne, że zdążą z tym w Republice Federalnej, choć niemiecka prasa uspokaja, że Bundestag już we wrześniu, jeszcze przed wyborami w Niemczech i przed wyborami w Wielkiej Brytanii, uchwali nowe „prawo towarzyszące”. W przeciwnym razie byłby to, jak ostrzegają gazety, „blamaż dla centralnej europejskiej potęgi”. Można się jednak spodziewać kolejnego odwołania do Trybunału Konstytucyjnego, a wtedy los traktatu, do którego powstania tak bardzo przyczyniła się Angela Merkel, zawiśnie na włosku.

[srodtytul]Chodzi o Polskę[/srodtytul]

Oliwy do ognia dolał fakt, że konserwatyści utworzyli właśnie nowe ugrupowanie w PE z PiS i ODS, opuszczając szeregi chadecji, a więc europejskiego „głównego nurtu”. W dodatku niektórzy konserwatyści nie są zadowoleni z tej decyzji.

W takich wypadkach warto rozejrzeć się za dobrym kijem. A co się lepiej do tego nadaje niż polski antysemityzm? Ileż to już razy przydał się do okładania nieukładnych Polaków? Po wyborach usiłowano uczynić z tego użytek przeciwko braciom Kaczyńskim. Lewicowa niemiecka gazeta „TAZ” (czyli „Die Tageszeitung”) opublikowała już następnego dnia po wyborach parlamentarnych odpowiedni paszkwil. Potem niby zdementowany, ale nalepka pozostała.

Taki jest kontekst nagonki na Michała Kamińskiego. Jego nowe stanowisko szefa Klubu Konserwatystów i Reformatorów jest – jak na PE – znaczące. O ile przewodniczący parlamentu musi reprezentować całość i ma niewielkie możliwości artykułowania własnego stanowiska politycznego niezgodnego z ustaleniami dwu największych frakcji, o tyle szef frakcji – zwłaszcza takiej – może uformować jej i swój profil.

Nic więc dziwnego, że Kamiński stał się obiektem ataku. Oczywiście nie chodzi o niego, lecz o Davida Camerona i przyszłą politykę europejską konserwatystów. Przy okazji dostaje się PiS, które w ramach nagonki przeciw Kamińskiemu zaczęto nazywać partią skrajnie prawicową.

Ale w ostatecznym rachunku chodzi o Polskę i jej reputację. Co bowiem sądzić o kraju niebędącym Włochami, w którym „faszysta” zajmuje wysokie funkcje polityczne? Dziwi więc milczenie polskich eurodeputowanych z innych frakcji, skoro nikt z nich nie uważa zarzutu antysemityzmu za uzasadniony. Dziwi brak reakcji czołowych polskich polityków.

[srodtytul]Jedwabne i interesy[/srodtytul]

Naiwni optymiści (w tym również ja) sądzili, że debata na temat Jedwabnego uzmysłowi zagranicznej opinii publicznej, jak bardzo Polska się zmieniła. Wydawało się także, iż przybliży ona tzw. Zachodowi skomplikowane losy wojenne naszej części Europy, co byłoby ważnym wkładem w oświecenie umysłów, gdyż wiedza na ten temat oscyluje tam w granicach zera.

Niestety – jak pokazuje także obecny przykład – w świadomości utkwiła tylko nazwa miasteczka, wzmacniająca użyteczny stereotyp, używana w tego rodzaju sporach politycznych, w których już naprawdę nie chodzi ani o Holokaust, ani o ówczesną masakrę w tym miasteczku, lecz o bieżące polityczne interesy.

[srodtytul]NOP to nie Waffen SS[/srodtytul]

Prowincjonalność polskiej polityki sprawia, że czasami dajemy preteksty do takich ataków. Radykalizm często kompromituje w Polsce wartości, które godne są obrony i pielęgnowania. Dzisiaj już chyba nikt nie pojechałby z ryngrafem do Pinocheta – nawet pewien komentator Radia TOK FM – i nikt nie angażowałby się w akcje obrony czci mieszkańców Jedwabnego, zanim historycy i prokuratorzy ustalą fakty (na co zresztą nie czekali także zwolennicy ekspiacji).

Ale – z drugiej strony – odrzucenie odpowiedzialności zbiorowej jest w innych przypadkach europejskim standardem. I tylko dla Polaków czyni się mało zrozumiały wyjątek. O Salvadorze Allende można już pisać bardzo krytycznie. Nie ma więc obowiązku całkowitego demonizowania Augusto Pinocheta. Ponadto w wielu innych przypadkach – choćby Güntera Grassa, który, występując w roli sumienia Niemiec, bez żenady zakłamywał własną biografię – słyszeliśmy, że nie można nikogo obciążać odpowiedzialnością za wybory z bardzo wczesnej młodości. Dlaczego nie miałoby się to stosować do 14-letniego Kamińskiego? Zwłaszcza że niezależnie od tego, co sądzilibyśmy o NOP, z Waffen SS doprawdy ta organizacja równać się nie może.

W dodatku wszyscy wiemy, że jedyną znaczącą siłą polityczną, jaka w Polsce powojennej skompromitowała się realnym i czynnym antysemityzmem, była PZPR, notabene partia totalitarna, odbierająca Polakom, niezależnie od ich etnicznego pochodzenia, podstawowe prawa obywatelskie. Ale nikt nie ma za złe w Europie politykom lewicy, że do niej należeli i wstępowali w jej szeregi w czasie trwania antysemickiej nagonki – Józef Oleksy w 1968, Leszek Miller w 1969, Janusz Zemke, wybrany właśnie do PE, w 1969 – i pozostali w niej wiernie do końca, jak eurodeputowany Dariusz Rosati, który wstąpił do PZPR niemal w kołysce, już w 1966. Niestety im Timothy Garton Ash nie poświęcił swojej cennej uwagi.

Bo też we współczesnej Europie można być byłym komunistą. Nie przeszkadza w karierze politycznej fakt, że wspierało się Pol Pota i zbierało dla niego pieniądze, nie mówiąc już o niewinnych eksperymentach obyczajowych w rodzaju własnoręcznego rozbudzania seksualności przedszkolaków. Można, będąc stalinowskim prokuratorem, cieszyć się w Oxfordzie powszechnym szacunkiem, za to użycie słowa „pedał” poza kontekstem Tour de France lub Wyścigu Pokoju ma, jak się okazuje, dyskwalifikować politycznie na wieki.

[srodtytul]Szlachetność Brytyjczyków[/srodtytul]

Brytyjczycy – zwłaszcza ci lewicowi, dziedziczący bogatą historię adoracji stalinizmu – czują się uprawnieni do pouczania nas. Jak wiadomo, wstrząśnięci samobójstwem Szmula Zygielbojma (działacza żydowskiego, który w czasie wojny bezskutecznie usiłował zwrócić uwagę rządów zachodnich na tragedię swojego narodu – red.) do razu przystąpili do ratowania Żydów przed zagładą. A poza tym szlachetnie pozwolili Polakom walczyć za siebie.

Po wojnie wprawdzie zapomnieli o alianckich zobowiązaniach, ale wspaniałomyślnie pozwolili generałowi Stanisławowi Maczkowi wykonywać zaszczytny zawód barmana, a Augustowi Zalewskiemu zaproponowali nawet posadę stajennego. I tylko trochę ich irytowało, że nierealistyczni Polacy niechętnie przystali na plan oddania ich kraju pod but Związku Radzieckiego.

To dlatego do dziś trudno im zrozumieć, że ktoś mógłby za wielką zasługę poczytywać jakiemuś politykowi, iż uchronił swój kraj od komunizmu. Ciągle też szokiem może być to, że teraz dzięki poparciu konserwatystów niepostępowy, a może nawet reakcyjny Polak objął stanowisko wyższe niż barman i stajenny.

[i]Autor jest socjologiem i filozofem społecznym, profesorem Uniwersytetu w Bremie i UKSW w Warszawie[/i]

Wszystko wskazuje na to, że niedługo w Wielkiej Brytanii władzę przejmą konserwatyści. Budzi to zrozumiałe poruszenie wśród brytyjskiej lewicy. Partia Pracy rozpaczliwe usiłuje odwrócić niekorzystny dla niej trend. Co więcej, perspektywa zwycięstwa konserwatystów wywołuje niepokój w innych krajach europejskich, gdyż nie można wykluczyć, że po zwycięstwie konserwatyści rzeczywiście doprowadzą do referendum w sprawie traktatu lizbońskiego.

[wyimek]W Wielkiej Brytanii dla niektórych szokiem jest to, że dzięki poparciu konserwatystów niepostępowy, a może nawet reakcyjny Polak objął stanowisko wyższe niż barman i stajenny[/wyimek]

Pozostało 91% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?