[b][link=http://blog.rp.pl/semka/2009/10/06/tusk-pod-wulkanem/]Skomentuj[/link][/b]
Czy sprawdzi się kuluarowa wieść, że dymisji Mirosława Drzewieckiego towarzyszyć będzie dymisja Mariusza Kamińskiego? Donaldowi Tuskowi może się to wydawać całkiem zgrabnym wyjściem z afery hazardowej. Sprawiedliwy car przegania ze stołków zarówno podejrzanych o dziwne koneksje bojarów, jak i szefa pałacowej straży, którego podejrzewa o prowadzenie jakiejś własnej gry.
Jednak ta równowaga przestaje być tak genialna, gdy postawi się jedno pytanie: kto po dymisji Mariusza Kamińskiego miałby ostrzegać premiera przed ewentualnym pogrążaniem się kolejnych członków jego rządu w afery korupcyjne?
[srodtytul]Bierność premiera[/srodtytul]
Spróbujmy cofnąć klatki filmu. Wyobraźmy sobie, że 12 sierpnia, po otrzymaniu zapisów podejrzanych rozmów Zbigniewa Chlebowskiego z Ryszardem Sobiesiakiem i Janem Koskiem, premier staje przed decyzją, co z tym zrobić. Jakie miał możliwości?