Zakaz budowy minaretów przy meczetach to droga donikąd. Taka ocena nie wynika zaś z politycznej poprawności czy dialogicznej naiwności, a z trzeźwej oceny sytuacji współczesnej Europy. I dlatego, wbrew opiniom części prawicowych polityków czy komentatorów (choćby włoskiego polityka z Ligi Północnej Marco Rondiniego, który uznał, że decyzja ta powinna być wzorem dla całej Europy), jeśli chcemy rzeczywiście rozwiązać problem islamski, nie powinniśmy podążać drogą Szwajcarów.
Podstawowym argumentem przeciw decyzji Helwetów jest zasada wolności religijnej, która jest podstawowym prawem człowieka. W jej skład wchodzi zaś nie tylko prawo do wyznawania dowolnej religii, ale także do publicznego manifestowania swojej religijności. Zakaz budowy minaretów przy meczetach nie narusza wprawdzie prawa do wyznawania religii, jest jednak poważnym ograniczeniem prawa do publicznego wyrażania swojej wiary, analogicznym do francuskiego zakazu noszenia w szkołach czy urzędach islamskich chust, czy meksykańskiego prawnego publicznego zakazu noszenia przez księży sutann czy habitów.
I nie ma się co oszukiwać, że demokratyczne zakazy dotykać będą tylko muzułmanów. W tym roku bowiem, także w Szwajcarii, jeden z liderów socjalistów Christian Levrat zaproponował, by zakazać przychodzenia księżom w sutannach do szkół. Godząc się na decyzję referendalną Szwajcarów, nie tylko ograniczamy widoczną obecność muzułmanów, ale także otwieramy drogę do podobnych przyszłych ograniczeń widzialnej obecności chrześcijan. Jeśli matce może przeszkadzać obecność w szkole krzyża, ETPC przyznaje jej rację, a ludzie mają prawo odrzucić śpiew muezina, to dlaczego nie zakazać bicia w dzwony na Anioł Pański?
I czystą naiwnością byłoby uznanie, że takie zakazy nie mogą być zastosowane w odniesieniu do chrześcijan. Szwajcarzy w swoim referendum zamanifestowali bowiem nie tyle wierność wobec chrześcijaństwa, ile niechęć do „fundamentalizmu” i „radykalizmu” religijnego, którego nośnikiem jest obecnie islam. Szwajcarskie chrześcijaństwo – a dotyczy to zarówno ewangelicyzmu reformowanego, jak i katolicyzmu czy staro katolicyzmu – już dawno bowiem straciło misyjne zaangażowanie, a od głoszenia Ewangelii bardziej zajmuje je działalność społeczna. Jeśli jednak chrześcijanie odzyskaliby dawny wigor i odwagę, to i oni znaleźliby się na celowniku. I zostaliby surowo przywołani do porządku.
A najlepszym dowodem na ten wcale nie tradycyjny czy tym bardziej chrześcijański motyw decyzji referendalnej Szwajcarów jest fakt, że przeszkadza im nie tyle obecność na ich terenie klinik eutanazyjnych, w których zabijani są (czasem w okrutny sposób) ludzie z całej Europy, ile właśnie obecność minaretów. Nie ulega zaś wątpliwości, że z chrześcijańskiego czy choćby konserwatywnego punktu widzenia, mniejszym zagrożeniem dla spoistości społecznej są minarety niż kliniki eutanazyjne. Gdyby więc Szwajcarzy chcieli walczyć o tradycję, zaczęliby od likwidacji ośrodków Dignitas, a nie minaretów.