Tak jak Lech Wałęsa nie zmienił Polski w Japonię, tak Donald Tusk nie zbuduje nad Wisłą drugiej Irlandii. Przy bankrutującym na naszych oczach neoliberalnym modelu gospodarki nikt nie potrzebuje już piarowskich mrzonek, ale alternatywy dla ludzi szukających schronienia i opieki ze strony państwa. Odpowiedzią na polityczną grę pozorów prawicy musi być czytelna wizja Polski za 10 – 15 lat. To jest prawdziwe wyzwanie dla polskiej lewicy. Tu już nie chodzi o wygrane wybory, ale realny spór o przyszłość Polski i jej miejsce w Europie.
[srodtytul]Na granicy ubóstwa[/srodtytul]
Gloryfikowana przez wszystkich niewidzialna ręka rynku obniża dziś dochody i odbiera miejsca pracy. Irlandia, którą chciał nad Wisłą budować premier Donald Tusk, mierzy się z największym kryzysem od lat. Praca, która jest fundamentem lewicowej tożsamości i jej polityki, dziś staje się towarem deficytowym. Także w Polsce. Neoliberalny kształt przemian w naszym kraju wykluczył z debaty publicznej kwestie pracownicze, a związki zawodowe postrzegał jedynie w kategoriach hamulcowych reform.
[wyimek]„Jestem za, a nawet przeciw” – taki model uprawiania polityki fundują nam dwie największe prawicowe siostrzane partie[/wyimek]
Dzisiaj z szuflad lewicy muszą wyjść projekty ustaw zmian w prawie podatkowym i prawie pracy, które wzmocniłyby pracownika i związki zawodowe w nierównej walce z biznesem. Sukces krajów, które wybrały opiekuńczy model państwa, pokazuje, że wysokie podatki i poziom wydatków socjalnych dają się pogodzić z wysoką efektywnością gospodarki. Dziś już wiemy, że ten wyśmiewany jeszcze niedawno model państwa okazał się lepszy od neoliberalnego porządku. Nawet doktrynalni liberałowie przyznają już, że w czasie recesji gospodarkę pobudza się nie za pomocą niewidzialnej ręki, ale wydatków finansowanych z budżetu państwa.