Partia dyplomatyczno-historycznego pokera

Na spójną politykę wobec Wschodu rząd Donalda Tuska nie ma i – zdaje się – nie chce mieć pomysłu. Ukraina się od nas oddala i tego procesu nie uda się nam zatrzymać

Publikacja: 01.01.2010 23:05

Partia dyplomatyczno-historycznego pokera

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

W tym roku przekonamy się na dobre, jak w praktyce funkcjonuje traktat lizboński i czy Polska będzie umiała znaleźć się wśród państw, które mają wpływ na najważniejsze decyzje polityki unijnej. A może potwierdzą się obawy, że rzeczywiste decyzje podejmowane będą w gronie dyrektoriatu – przywódców z Paryża, Berlina i Londynu? Przyszły rok pokaże, ile naprawdę znaczy władza przewodniczącego Unii Hermana van Rompuya i szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Ciekawe, czy udowodnią oni, że nie są liderami malowanymi, czy też zderzą się ze szklanym sufitem oddzielającym ich od realnej władzy.

Rok 2009 był rokiem zapaści w polskiej polityce wschodniej. Na spójną politykę wobec Wschodu rząd Donalda Tuska nie ma i – zdaje się – nie chce mieć pomysłu. Faktycznych efektów tak reklamowanego przez ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego wschodniego wymiaru polityki unijnej na razie też nie widać.

Osłabienie pozycji prezydenta Ukrainy Wiktora Juszczenki rozwiało nadzieje na mocną oś Warszawa – Kijów. Nałożyła się na to coraz ostrożniejsza polityka państw bałtyckich, które bez odpowiedzi pozostawiły sugestie prezydenta Lecha Kaczyńskiego, aby koordynować działania państw wyczulonych na rosyjskie ciągoty neoimperialne.

W relacjach polsko-ukraińskich ważne będzie oczywiście także, kto zostanie nowym prezydentem Ukrainy – Julia Tymoszenko czy Wiktor Janukowycz (co wydaje się pewniejsze). Tak czy owak Ukraina się od nas oddala. W 2010 roku pewnie rzadziej będziemy się irytować kultem UPA, ale więcej niepokoić się będziemy wizją osuwania się Kijowa w ramiona Moskwy.

Zwłaszcza że da o sobie znać rozchwianie administracji Baracka Obamy w kwestii Europy Środkowej. Niedawne agresywne wypowiedzi premiera Władimira Putina przypomniały nam na przykład, że Rosja traktuje kwestię zwalczania tarczy antyrakietowej niezwykle serio. A co na to Waszyngton?

Za kilka tygodni rozpocznie się zapewne festiwal spekulacji medialnych na temat: czy Donald Tusk i Władimir Putin spotkają się w Katyniu z okazji 70. rocznicy mordu na polskich oficerach. Rosja uwielbia wykorzystywać takie sytuacje do sondowania polskich polityków. Jak rozegrana zostanie ta partia dyplomatyczno-historycznego pokera? Czy nasz premier znów stanie się niewolnikiem chęci pokazania Europie polsko-rosyjskiego odprężenia?

W relacjach z Ameryką powracać będzie kwestia dodatkowego zaangażowania Polski w operacji afgańskiej. Ciekawe, czy zbliżające się w naszym kraju wybory prezydenckie, w których poważną rolę mogą odegrać wyborcy urodzeni po 1989 roku, skłonią polityków do bardziej pacyfistycznego i zdystansowanego wobec Waszyngtonu stanowiska.

Jeśli chodzi o Niemcy, to zarówno kanclerz Angela Merkel, jak i Donald Tusk będą pewnie kontynuować taktykę unikania zadrażnień. Spotkaniom i uroczystościom będzie sprzyjać 40. rocznica uznania przez RFN granicy na Odrze i Nysie wraz ze słynnym gestem kanclerza Willy Brandta, który ukląkł przed pomnikiem Bohaterów Getta w Warszawie oraz 20. rocznica traktatu z czerwca 1990 roku potwierdzającego nasze granice. Czy obchody tych rocznic staną się kolejnym rytuałem pojednania czy też obie strony będą miały sobie coś nowego do powiedzenia? Humory po obu stronach Odry może popsuć nierozwiązana sprawa zasiadania Eriki Steinbach w radzie fundacji „Widocznego znaku”.

Polska będzie też chciała zachęcić Europę do świętowania 30. rocznicy Sierpnia 1980 roku, który zapoczątkował upadek komunizmu. Swoje pięć minut historyczny lider „Solidarności” Lech Wałęsa wykorzysta zapewne do decydowania, z kim łaskawie zgodzi się świętować. Każdego, kto nie zaakceptuje jego decyzji, zgromią politycy Platformy Obywatelskiej. Słowem awantura jak zawsze z tym samym co zwykle argumentem, że grozi nam eurokompromitacja. Koniec końców premier zrobi show z Wałęsą, a prezydent ze związkowcami. Czyli nic nowego. A obie strony będą się zaklinać, że nie ma to absolutnie nic wspólnego z nadchodzącymi wyborami prezydenckimi.

W tym roku przekonamy się na dobre, jak w praktyce funkcjonuje traktat lizboński i czy Polska będzie umiała znaleźć się wśród państw, które mają wpływ na najważniejsze decyzje polityki unijnej. A może potwierdzą się obawy, że rzeczywiste decyzje podejmowane będą w gronie dyrektoriatu – przywódców z Paryża, Berlina i Londynu? Przyszły rok pokaże, ile naprawdę znaczy władza przewodniczącego Unii Hermana van Rompuya i szefowej unijnej dyplomacji Catherine Ashton. Ciekawe, czy udowodnią oni, że nie są liderami malowanymi, czy też zderzą się ze szklanym sufitem oddzielającym ich od realnej władzy.

Pozostało 83% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?