Projekt wprowadzenia w Polsce dowodów biometrycznych wzbudza wśród przedsiębiorców ogromne nadzieje. Liczą oni, że jego skuteczna realizacja pchnie do przodu sprawę zastosowania podpisu elektronicznego, który w naszym kraju praktycznie nie istnieje, choć już w 2001 r. prezydent Aleksander Kwaśniewski zapowiadał jego błyskawiczny rozwój. Okazało się to jednak wyłącznie propagandową zagrywką.
Wprowadzenie dowodu, w którym w formie elektronicznej zapisany będzie podpis obywatela, ma w założeniu projektodawców (byli to, o czym warto przypomnieć, członkowie rządu Jarosława Kaczyńskiego) stworzyć warunki, które umożliwią upowszechnienie w społeczeństwie polskim gospodarki „napędzanej wiedzą”, co jest też priorytetem Unii Europejskiej.
[srodtytul]Wielki Brat nie popatrzy[/srodtytul]
Projekt ten wzbudza niepokój Polaków, że zbudowana zostanie ogromna baza, w której zawarte by były dane o tożsamości obywatela w formie biometrycznej i której główną funkcją byłaby wymiana informacji z innymi rejestrami, takimi jak CEPiK, ZUS, PESEL, KEP. Innymi słowy MSWiA planuje zintegrować wszystkie zasoby informacyjne administracji publicznej w jedną wielka bazę danych. To może i powinno budzić obawę Polaków, gdyż jest wizją rodem z genialnej antyutopii Orwella.
Urzędnik naciska klawisz „enter” i wie o petencie czy podejrzanym niemal wszystko – i to w kilka sekund. Sądzę, że Polacy przeceniają jednak – i to bardzo – możliwości organizacyjne naszego państwa. Podam przykład: MSWiA od lat nie może doprowadzić do integracji rejestru – w ramach tego samego ministerstwa – PESEL z rejestrem cudzoziemców. Jeżeli poszczególne departamenty w MSWiA nie umieją ze sobą współpracować, to co dopiero mówić o wymianach informacji między centralnymi urzędami państwa?