Atrakcyjny kandydat

Jako człowiek światowy, z żoną Amerykanką z waszyngtońskich salonów, Sikorski trafiłby do wyborców zadających sobie często pytanie: "co sobie o nas na Zachodzie pomyślą?"

Aktualizacja: 17.02.2010 19:12 Publikacja: 17.02.2010 18:40

Piotr Skwieciński

Piotr Skwieciński

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/02/17/atrakcyjny-kandydat/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Chyba wszystkie możliwe argumenty na rzecz tezy, iż ze strony Platformy Obywatelskiej rozsądniej byłoby postawić na Bronisława Komorowskiego, a nie Radosława Sikorskiego, zgromadził w swoim tekście Łukasz Warzecha ([link=http://www.rp.pl/artykul/434462.html" "target=_blank]"Trudny wybór Platformy"[/link], "Rzeczpospolita", 16 lutego 2010 r.). I nie sposób nie przyznać mu racji. Zarówno wtedy, kiedy pisze o prawdopodobieństwie podjęcia przez kierownicze gremia Platformy decyzji korzystnej dla marszałka Sejmu, niekorzystnej zaś dla szefa MSZ (Komorowski jest osadzony w strukturach PO, ma w nich wsparcie, Sikorski wciąż jest po trosze singlem i outsiderem), jak i o cechach ewentualnej następnej prezydentury (Komorowski – spokojny i obliczalny, Sikorski – nadpobudliwy, ekstrawagancki i nieprzewidywalny).

Wszystko to razem nie zmienia jednak faktu, że istnieją poważne argumenty na rzecz tezy odwrotnej. Tezy brzmiącej, iż stratedzy Platformy powinni postawić właśnie na Sikorskiego. Argumenty, których w artykule Warzechy brak.

[srodtytul]Wizja Platformy[/srodtytul]

Z najpoważniejszego z nich zdamy sobie sprawę, kiedy cofniemy się myślą do lat 2005 – 2007. Kiedy przypomnimy sobie ówczesny klimat i atmosferę narastającej mobilizacji części (która w końcu stała się większością, i tą większością do dziś pozostaje) społeczeństwa przeciw rządom Prawa i Sprawiedliwości. Czyli przeciw partii, która wciąż jest jedynym realnym przeciwnikiem ugrupowania Donalda Tuska.

Otóż kluczowym segmentem tej atmosfery była wizja Platformy jako politycznego wehikułu Polski młodszej, wielkomiejskiej, nowocześniejszej i europejskiej (cokolwiek miałoby to znaczyć), konfrontującej się z uosabianą przez braci Kaczyńskich Polską starszą, małomiasteczkowo-wiejską, wrogą współczesności, tradycjonalną i nieeuropejską. Wizja, w której elementy realistycznej oceny sytuacji przeplatały się z elementami nieprawdziwymi, wykreowanymi przez rozgrywające tę batalię przeciw PiS media.

Wizja, która legła u podstaw wyborczego zrywu Polski antypisowskiej. I która – co ważne – dalej w dużym stopniu jest w społecznym odczuwaniu aktualna, wciąż w sporej mierze determinuje wyborczo-sondażowe zachowania większości Polaków.

Jeśli zgadzamy się co do tego, to logiczne jest postawienie sobie pytania: który z platformerskich pretendentów ma większe szanse utrwalenia tej, tak przecież korzystnej dla swojej partii, wizji swojego ugrupowania i roli odgrywanej przez nie w polskiej polityce? I tu odpowiedź wydaje się oczywista. Do tej wizji znacznie bardziej niż Komorowski pasuje Sikorski.

Pasuje nie tylko z racji młodszego wieku (47 lat wobec 58 Komorowskiego). Pasuje do niej przede wszystkim wizerunkowo. Jako "Europejczyk", człowiek Zachodu, z żoną Amerykanką z waszyngtońskich salonów jest przekonywający dla elektoratu czułego na tego rodzaju sygnały, skłonnego do podejmowania decyzji wyborczych w myśl hasła "co sobie o nas na Zachodzie pomyślą?".

Jako polityk postnowoczesny, umiejący sprawnie wykorzystywać gadżetowo-efekciarską metodę robienia polityki, jest atrakcyjny dla elektoratu, dla którego tradycyjna polityka jest nudna i irytująca.

[srodtytul]Komorowski standardowy[/srodtytul]

Komorowski pasuje do tej wizji zdecydowanie mniej. Ma bowiem znacznie więcej atrybutów polityka standardowego, ba – tradycjonalnego. W dodatku wlecze się za nim opinia konserwatysty. I nieistotne jest, że wspiera go antykonserwatywny Janusz Palikot, ani nawet to, że od wieków w politycznych działaniach marszałka nie sposób dopatrzyć się inicjatyw czy wyborów, które tę opinię potwierdzałyby. Ważne jest natomiast to, że całym swoim wizerunkiem pasuje on do tej opinii. W dodatku jest rzeczywiście starszy.

A polityka obecna polega w dużej mierze na wysyłaniu czytelnych sygnałów o charakterze personalnym.

Oczywiście – Komorowski nie jest profesorem Ryszardem Benderem ani Romanem Giertychem. Nie jest sygnałem personalnym, który przez platformerski elektorat byłby odebrany jako zdrada i zaprzeczenie żywionej przez ów elektorat wizji tej partii. Ale nie byłby też jej potwierdzeniem. W odróżnieniu od Sikorskiego.

Jeśli więc platformerscy stratedzy uważają, że narracja, w myśl której podstawowym podziałem w Polsce jest podział na zaściankowych i niechętnych współczesności starych konserwatystów oraz zachodnich, nowoczesnych i młodych liberałów nie jest już potrzebna ich partii, to mogą spokojnie zdecydować się na Komorowskiego. I przy takim założeniu nie będzie to wybór niesłuszny, bo marszałek Sejmu ma – jak słusznie zauważył Warzecha – swoje przewagi nad szefem MSZ.

[srodtytul]Niebezpieczny dla prawicy i lewicy[/srodtytul]

Jeśli jednak politycy decydujący o kierunku działań PO uważają, że utrzymywanie linii podziału, wykreowanej w 2007 roku, leży nadal w interesie ich ugrupowania, to powinni poważnie zastanowić się nad poparciem Sikorskiego. Jako kandydata, oczywiście, mniej dla partii komfortowego, mniej obliczalnego, ale za to – w sensie jej wizerunku – bardziej przyszłościowego.

Nie wiem, czy platformerscy stratedzy myślą podobnie. Warto natomiast odnotować, że Jarosław Kaczyński na obiekt pierwszego kampanijnego ataku wybrał sobie właśnie Sikorskiego. I można zaryzykować opinię, że nie musi to być przypadek. Że lider PiS zaatakował tego platformerskiego pretendenta, którego uważa za bardziej niebezpiecznego dla swojego ugrupowania.

Niebezpiecznego zresztą chyba nie tylko dla prawicy, bo nie tylko w konfrontacji z ugrupowaniem wyraziście konserwatywnym zachowanie przez PO image'u czołowej partii "europejskiej i nowoczesnej" jest dla Platformy ważne. Wyobraźmy sobie na chwilę sytuację, w której swoimi miejscami na scenie politycznej niejako zamieniają się PiS z lewicą. Gdyby – a w paroletniej perspektywie nie sposób tego wykluczyć – Platforma zaczęła być zagrożona ze strony partii jeszcze bardziej "nowoczesnej" i "europejskiej" niż PO.

Wtedy zachowanie wizerunku ugrupowania prowspółczesnościowego, młodego i "zachodniego" byłoby dla partii Tuska jeszcze ważniejsze, niż przy obecnej konfrontacji z tradycjonalistami.

[srodtytul]Tusk nie jest makiaweliczny[/srodtytul]

Nie potrafię powiedzieć, jaką decyzję podejmie w tej sprawie Donald Tusk. Nie wierzę natomiast, aby realny był, sugerowany przez Warzechę, makiawelizm premiera, który miałby chcieć przegranej kandydata PO po to, by wyeliminować zawczasu wewnątrzpartyjnego konkurenta i spokojnie zdobyć prezydenturę 2015 roku.

Gdyby Tusk dopuszczał do siebie taką myśl, oznaczałoby to, że postępuje w myśl zasady traktowania przeciwnika (czyli PiS) per non est – tak jakby nie istniał. Zasady, uznawanej w wojskowości za najgorszy błąd, jakiego może się dopuścić dowódca. Że Tusk zakłada, iż jeśli łaskawie da Prawu i Sprawiedliwości dalsze pięć lat prezydentury, to przez ten cały długi czas, w trakcie którego nastąpią z pewnością różne poważne, a nie zawsze dobre dla PO wydarzenia, których teraz nikt nie jest w stanie przewidzieć, prezydent i jego polityczne zaplecze nie będą potrafili czy chcieli skutecznie wykorzystać ich przeciw premierowi.

Nie musi to być zresztą kwestia czasu aż tak długiego. Nie sądzę, żeby sukcesy ostatnich lat doprowadziły premiera do takiej pychy, żeby nie zauważał, iż ewentualne zwycięstwo Lecha Kaczyńskiego oznacza uruchomienie nowych procesów polityczno-społecznych (niewątpliwy jest np. wpływ wyborów prezydenckich na parlamentarne), które poważnie zagroziłyby utrzymaniu przez PO władzy w 2011 roku. Donald Tusk jest bowiem politykiem inteligentnym.

I właśnie dlatego, że jest politykiem inteligentnym, wolno sądzić, iż zdaje sobie również sprawę z wizerunkowej wagi wyboru między Sikorskim a Komorowskim.

[i]Autor jest współpracownikiem "Rzeczpospolitej". Był m.in. prezesem PAP[/i]

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/skwiecinski/2010/02/17/atrakcyjny-kandydat/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link][/wyimek]

Chyba wszystkie możliwe argumenty na rzecz tezy, iż ze strony Platformy Obywatelskiej rozsądniej byłoby postawić na Bronisława Komorowskiego, a nie Radosława Sikorskiego, zgromadził w swoim tekście Łukasz Warzecha ([link=http://www.rp.pl/artykul/434462.html" "target=_blank]"Trudny wybór Platformy"[/link], "Rzeczpospolita", 16 lutego 2010 r.). I nie sposób nie przyznać mu racji. Zarówno wtedy, kiedy pisze o prawdopodobieństwie podjęcia przez kierownicze gremia Platformy decyzji korzystnej dla marszałka Sejmu, niekorzystnej zaś dla szefa MSZ (Komorowski jest osadzony w strukturach PO, ma w nich wsparcie, Sikorski wciąż jest po trosze singlem i outsiderem), jak i o cechach ewentualnej następnej prezydentury (Komorowski – spokojny i obliczalny, Sikorski – nadpobudliwy, ekstrawagancki i nieprzewidywalny).

Pozostało 89% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Izrael atakuje Polskę. Kolejna historyczna prowokacja
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Estera Flieger: Zwierzęta muszą poczekać, bo jaśnie państwo z Konfederacji się obrazi
Opinie polityczno - społeczne
Tomasz Grzegorz Grosse: Europejskie dylematy Trumpa
Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?