Pułapka Kaczyńskiego

Dopóki PO utrzymuje wizerunkowy monopol na bycie siłą nowoczesną, namaszczoną przez Zachód do rządzenia w Polsce, a PiS chodzi w gumiakach Leppera, Tuskowi wszystko będzie wybaczone - pisze publicysta "Rzeczpospolitej"

Aktualizacja: 15.03.2010 07:53 Publikacja: 14.03.2010 18:45

Rafał A. Ziemkiewicz

Rafał A. Ziemkiewicz

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

[wyimek][link=http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/03/14/pulapka-kaczynskiego/" "target=_blank]Weź udział w dyskusji[/link] [/wyimek] Sztuka marketingu politycznego polega na tym, by odgadnąć, która z rozmaitych spraw, w których wyborca ma swoje zdanie i swoje emocje, jest tą decydującą dla ostatecznego wyboru. Od 20 lat na przykład w każdym badaniu miażdżąca większość Polaków opowiada się za orzekaniem i wykonywaniem kary śmierci, a mimo to żadna z partii, które karę śmierci ustawiły w centrum swego programu, nie osiągnęła rewelacyjnego wyniku.

Nieodmiennie też Polacy w miażdżącej większości deklarują się jako katolicy, a jako najwyższą wartość wskazują w rozmaitych badaniach rodzinę. Ale siły polityczne eksponujące te wartości nie cieszą się wcale większościowym poparciem.

[srodtytul]O co chodzi Polakom[/srodtytul]

Co więc jest kluczem do serca wyborcy, do zdobycia jego poparcia? Polacy na pewno nie kierują się w politycznych wyborach historycznymi zasługami – wtedy Lech Wałęsa nigdy nie przegrałby z Aleksandrem Kwaśniewskim. Ale też nie jest prawdą, żeby się kierowali tylko troską o poziom życia, przysłowiową kiełbasą wyborczą – gdyby tak było, nie odsunęliby na polityczny margines SLD w momencie, gdy pod jego rządami poziom życia zaczął się wyraźnie poprawiać.

Nie można też twierdzić, mimo popularności na wszelkich wiecach skandowanej obelgi "zło-dzie-je", że kieruje Polakami oburzenie na korupcję, nadużycia i afery – gdyby tak było, Prawo i Sprawiedliwość nie straciłoby władzy. Rozgoryczeni tym wyborem stronnicy idei IV RP chętnie oskarżają rodaków, że w ogóle nie rozumują w racjonalnych kategoriach, a politykę traktują wyłącznie jako konkurs piękności.

Ale i to nie może być prawda, bo przecież gdyby tak było, Lech Kaczyński nigdy by nie wygrał z Donaldem Tuskiem ani Andrzej Olechowski nie pozostawałby etatowym loserem kolejnych kampanii.

A może jeszcze inaczej – każda z wymienionych spraw była dla ogółu ważna w pewnym określonym momencie, by z czasem stracić znaczenie, ustąpić innym problemom i innym emocjom. Tak czy owak zrozumieć, o co Polakom chodzi, co uznają za istotne, a co za drugorzędne, to klucz do władzy.

[srodtytul]Niereformowalny prezes[/srodtytul]

Sądzę, że przyczyną powszechnie stwierdzanej niemożności, w której ugrzęzła partia Jarosława Kaczyńskiego, jest właśnie jego nieumiejętność zrozumienia, co kieruje Polakiem wrzucającym głos do urny wyborczej, więcej – generalna niechęć do zgłębiania nastrojów społecznych i wiara, że najważniejsze są polityczne manewry i układy gabinetowe.Być może trudno się temu dziwić – Jarosław Kaczyński od zawsze jest politykiem gabinetowym, a elektoraty prawicy i lewicy traktuje jako rozdane mniej więcej na stałe. Na dodatek uprawia politykę już od wielu lat, otoczony coraz szczelniejszym kręgiem wyznawców i wykonawców jego poleceń, którzy – to naturalna zasada funkcjonowania każdego dworu, w wypadku Kaczyńskiego potwierdzana wielokrotnie – mówią prezesowi to, co – jak zakładają – chce on słyszeć, bo od tego i od licytacji, kto bardziej utwierdzi prezesa w poczuciu słuszności, zależą ich kariery.

Stosunkowo najnowszy przykład – niedopuszczenie, by prezes mógł usłyszeć od dziennikarzy życzliwych ideom prawicy, ale niekoniecznie jemu samemu, jakie popełnia błędy wizerunkowe – jest tylko jednym z wielu dowodów na to, jak zgubne dla polityka jest otaczanie się posłusznymi miernotami.

Gdy czasem opinie, które w wąskim kręgu współpracowników budzić muszą zachwyt, Jarosław Kaczyński wypowiada publicznie, skutecznie się ośmiesza. Wiele już o tym napisano, wystarczająco wiele, żebym mógł tematu coraz to nowych wpadek szefa PiS i jego medialnej niereformowalności nie rozwijać.

Nie chcę go też rozwijać dlatego, że jestem głęboko przekonany, iż skupiając się na irytujących i niereformowalnych zachowaniach prezesa, w rodzaju jego nieskrywanego lekceważenia ludzi młodych czy nawyku obwieszczania, iż posiada jakąś szczególną, straszną wiedzę, którą się wszelako nie podzieli, pomija się rzeczywisty problem Prawa i Sprawiedliwości.

To nie medialne wpadki, nawet nie wizerunek zrzędliwego i przemądrzałego zgreda czy podejrzewającego wszystkich o wszystko inkwizytora (przepraszam, ale taki on właśnie jest) są przyczyną, dla której główna partia opozycyjna stała się oblężoną twierdzą. Jest nią coraz dalej idące rozejście się z rzeczywistością politycznej analizy, na jakiej od lat opiera się jej lider.

[srodtytul]Emocje większości[/srodtytul]

Wiem, że zadane na wstępie pytanie o przyczyny wyborczych decyzji Polaków to, jak mówią Amerykanie, pytanie za milion dolarów i że brak mi warsztatu socjologicznego, by w tej kwestii wyrokować. Mimo to, obserwując polską politykę od lat, zaryzykuję odpowiedź. Wymaga ona orientacyjnego podzielenia Polaków na dwie grupy. Mniejszość, która polityką się interesuje, rozumiejąc ją oczywiście na swój sposób, i angażuje się emocjonalnie w partyjne walki, obstawiając swe sympatie i antypatie. I większość, która ostatecznie przy urnach wyborczych decyduje, kierując się tylko emocjami.W obu tych grupach nieco inna jest oś podziału. Wyborcy, nazwijmy to, "polityczni" opowiadają się po jednej ze stron według stosunku do Okrągłego Stołu i III RP. Oczywiście i tu w gruncie rzeczy decydują emocje, ale odnoszą się one przynajmniej do jakiegoś sporu merytorycznego i istotnego. Mamy z jednej strony afirmację III RP, sposobu jej wprowadzenia i praktyki, z drugiej zaś jej odrzucenie. Pierwsza orientacja wiąże się z ogólnie życzliwym, od afirmacji do wyrozumiałości, stosunkiem do PRL oraz podejrzliwością lub jawną niechęcią wobec Kościoła, druga – odwrotnie.

Jeśli pominąć skrawek rozumującego w innych, bardzo praktycznych kategoriach elektoratu rolniczego (nie mylić z elektoratem wiejskim!) i skrajnie propeerelowski elektorat emerycko-mundurowy, którego serce jest tam, gdzie generał Jaruzelski, to można rzec, iż po dwóch dekadach, w których o zwolenników i przeciwników Okrągłego Stołu rywalizowały różne partie, wyborcy polityczni zostali ostatecznie podzieleni pomiędzy PO a PiS i niewiele tu się już może zmienić.

Dlatego o wszystkim decydują wybory większości, która kieruje się emocjami. Tą emocją, która ją dzieli, jest – ogólnie rzecz biorąc – stosunek do nowoczesności. Nowoczesności, której głównymi znakami są Leszek Balcerowicz, budowa wielkich centrów handlowych, Unia Europejska i możliwość zarobkowania na Zachodzie.

[srodtytul]Ikona nienowoczesności[/srodtytul]

Splot okoliczności (który starałem się objaśnić w książkach i nie miejsce tu powtarzać tę pracę) sprawił, że Jarosław Kaczyński, nie będąc wcale ani "genetycznym", ani ideowym prawicowcem czy dekomunizatorem, został zepchnięty właśnie na tę część sceny politycznej i z czasem ją zdominował. Jednak już decyzja o tym, że PiS zbudowany będzie jako partia generalnego protestu przeciwko "nowoczesności" był jego świadomym, brzemiennym w skutki wyborem. Wyborem, który do pewnego momentu gwarantował sukces. Przez pierwszych kilkanaście lat III RP – państwa, w którym reformy wprowadzono w drodze "spisku elit", a w wyborach po prostu ludzi okłamywano, zakładając, że i tak nie zrozumieją, co dla nich dobre, emocja przeciw nowoczesności zdecydowanie wygrywała. Wygrał też na niej PiS, gdy zbudował swój wizerunek na opozycji wobec Polski liberalnej i postraszył pustoszejącą lodówką.

Ale już w roku 2007 się okazało, że zmiana pokoleń i wejście do Unii odwróciło sytuację. Zadowoleni przeważyli nad niezadowolonymi, okrzyk "Balcerowicz musi odejść" przestał być gwarancją sukcesu, przeciwnie – zaczął większość wyborców odpychać. Tej zmiany Jarosław Kaczyński nie zauważył i nie zauważa. Nie rozumie, że walcząc o elektorat Samoobrony i LPR, stał się – podobnie jak Andrzej Lepper i Roman Giertych – ikoną totalnego odrzucenia nowoczesności.

Swą przegraną tłumaczy spiskiem mediów, pewność powrotu do władzy opiera na "odbiciu wahadła" – Tusk w końcu ludziom zbrzydnie, będą afery, będzie kryzys gospodarczy i wyborcy będą musieli wrócić do PiS.

[srodtytul]W gumiakach Leppera[/srodtytul]

Tymczasem wiele wskazuje na to, że Donald Tusk dawno już ludziom zbrzydł, ale mimo to powrót PiS dla szerokiego elektoratu po prostu nie jest opcją. Innymi słowy, Kaczyński zdołał trwale powiązać polityczny wybór przeciwko Okrągłemu Stołowi z emocją sprzeciwu wobec nowoczesności. Taka partia zaś nie ma szans wyjść poza twardy, polityczny elektorat. Wyjść poza ten krąg wyborców mogłaby partia, która przekonałaby Polaków, że Platforma Obywatelska (szeroko: ci, którzy się w III RP załapali) nie buduje tu Europy, ale oligarchiczną, postfeudalną "republikę kartoflaną" według wzorów latynoamerykańskich i afrykańskich. Dopóki jednak PO utrzymuje wizerunkowy monopol na bycie siłą nowoczesną, namaszczoną do rządzenia w Polsce przez Zachód, a PiS chodzi w gumiakach Leppera, Tuskowi wszystko będzie wybaczone.

Chyba, oczywiście, że dojdzie do kolejnej generalnej zmiany nastrojów i niezadowoleni znowu wezmą górę. Prezes PiS i jego wierna gwardia niezłomnie w to wierzą. Ale ta wiara wydaje się złudna.

Opinie polityczno - społeczne
Konrad Szymański: Polska ma do odegrania ważną rolę w napiętych stosunkach Unii z USA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Opinie polityczno - społeczne
Robert Gwiazdowski: Dlaczego strategiczne mają być TVN i Polsat, a nie Telewizja Republika?
Opinie polityczno - społeczne
Łukasz Adamski: Donald Trump antyszczepionkowcem? Po raz kolejny igra z ogniem
felietony
Jacek Czaputowicz: Jak trwoga to do Andrzeja Dudy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Opinie polityczno - społeczne
Zuzanna Dąbrowska: Nowy spot PiS o drożyźnie. Kto wygra kampanię prezydencką na odcinku masła?